Zawsze nie ma nigdy to nie tylko wywiad-rzeka (swoją drogą: nie bardzo długi) z Jerzym Pilchem. To w zasadzie prawie-biografia, przegląd życia pisarza, źródeł jego twórczości, kolejnych miejsc dla niego ważnych. A może nawet więcej niż oficjalna biografia - niewielu bowiem biografów wyciągnęłoby z twórcy tak intymne zwierzenia. Zwłaszcza, że Pilch do przesadnego odsłaniania się przesadnie skory nie jest.
Ewelina Pietrowiak jednak potrafiła dotrzeć do tego, co dla Pilcha najważniejsze. Może dlatego, że sama była jedną z miłości pisarza - w Pod Mocnym Aniołem stanowić miała pierwowzór postaci, za sprawą której główny bohater chciał wyjść z nałogu, pojawia się też w jego Dziennikach. Tego jednak z Zawsze nie ma nigdy się nie dowiemy. W ogóle o kobietach w tej rozmowie nie będzie aż tak wiele:
Niestety, zestarzałem się, inne będą moje odpowiedzi. Gdybym był młodszy, tobym opowiadał z przytupem o liczbie kobiet, teraz mam przytup nogi samoistny. Parkinson mną przytupuje. Facet, który tak chodzi jak ja, zgarbiony i z laską w ręce, jest nieco mniej zalotny.
Jest za to sporo o chorobie. Chorobie, która stanowi dzisiaj codzienność pisarza i oś, wokół której toczy się jego życie. Siłą rzeczy, w jej obliczu zwraca się Pilch w stronę spraw ostatecznych, w stronę Boga i nieuchronnej śmierci:
Ze strachem formułuję pogląd, że (po śmierci - przyp. S.K.) prawdopodobnie nie ma nic. Jeszcze inaczej: władze poznawcze, w które wyposażył mnie Bóg, nie pozwalają mi potwierdzić jego istnienia. Co może być starannie przezeń zaplanowanym trickiem.
Nie są to rozważania optymistyczne. Odpowiedzi na fundamentalne pytania nie ma. Nie ma takich, które by rozstrzygnęły sekret życia - mówi Pilch w innym miejscu. I dodaje: Świat zmierza ku jednemu - że się rozleci, co jest wyliczone.
Jak to u Pilcha, niewesołe w sumie wnioski równoważone są ironią i niezwykłym poczuciem humoru. Tym razem jednak - co rzadkie w jego przypadku - Pilch nie ucieka jednak w ironię przed udzieleniem najważniejszych odpowiedzi. Dopuszcza Ewelinę Pietrowiak - a wraz z nią i czytelników - do swojego intymnego świata.
Zaprasza ich więc do rodzinnej Wisły, opowiadając o rodzicach (z miłością, lecz momentami dość gorzko - przykładem niech będą jego wypowiedzi o niełatwej relacji z ojcem). Opowiada też o innych członkach rodziny i okolicznej społeczności, którzy zresztą pojawiają się w jego twórczości. Opowiada o kolejnych miejscach pracy, w tym o współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Polityką”. Opowiada o ludziach, którzy stanowili dla niego autorytety, o tych, z którymi był związany. I tu jednak raczej pozostaje dyskretny, niemal wyzbywa się złośliwości, choć gdy ton rozmowy staje się zbyt „ciężki”, sięga po anegdoty (soczyste, a bywa, że i „pieprzne”, jak to u Pilcha - warto sięgnąć choćby po tę o liście otrzymanym od księdza Tishnera czy o Jacku Woźniakowskim).
Co może zaskakujące, niewiele jest tu rozważań o twórczości samego Pilcha - zdecydowanie więcej znajdziemy opowieści o rozmaitych tekstach kultury czy o dziełach ważnych dla niego twórców. No, może poza kultem pierwszego zdania:
Jak masz złapane dobrze pierwsze zdanie, to rolą pisarza jest wyciągnąć z tego pierwszego zdania wszystkie konsekwencje. To znaczy: kim jest idąca przez ogród kobieta, jaka jest sytuacja rodzinna Kohoutka, gdzie stoi ten dom, dlaczego kobieta przyjechała z walizką etc., etc. Wyciągając odpowiedzi na wszystkie pytania, które stawia ten obraz i następne obrazy, zadając sobie pytania dodatkowe - starczy na napisanie książki.
Świetnie też opowiada Pilch o swoich badaniach dotyczących wzrostu pisarzy:
Literatura polska, nie powiem, że jest we władaniu karłów, ale coś jest na rzeczy. Mickiewicz konus, Sienkiewicz malutki, Słowacki to samo. Słynny dowcip, nie pamiętam już czyj: zajechała pusta dorożka i wysiadł z niej Bolesław Leśmian. Kraszewski mały, Żeromski niski, Schulz - karzeł, gdzie nie dziubniesz! Albo na przykład Leopold Tyrmand - zdaje się, że on wynalazł obcasy wewnętrzne w bucie. W przypadku niskiego wzrostu następuje rosnąca od dziecka kumulacja, która w końcu pęka: ja i tak was zjebię w literaturze.
Łatwiej zresztą napisać, o czym opowiada Pilch, niż wychwycić tę cechę, która sprawia, że Zawsze nie ma nigdy to książka tak dobra. Może chodzi o to, że Ewelina Pietrowiak nie czyni z siebie bohaterki tej opowieści? Usuwa się na plan dalszy, zadając pytania krótkie, ale bardzo celne. Gdy Pilch zagaja, by sama zabrała głos na jakiś temat, Pietrowiak szybko naprowadza pisarza na właściwy tor rozmowy. Rozmówczyni potrafi skłonić Pilcha, by doprowadził swoje rozważania do pointy, by swą wypowiedź podsumował, wreszcie - by nie uciekł od jakiegoś tematu.
Zawsze nie ma nigdy przypomina więc raczej autobiografię, którą mógłby napisać sam Pilch (pisze ją zresztą, lecz nie wiadomo, kiedy ukaże się w formie książkowej) niż większość typowych wywiadów-rzek w klasycznej formie. To gawęda nieco gorzka, odrobinę kwaśna, miejscami dowcipna, miejscami - zaskakująco na Pilcha intymna i w nieskrywany sposób głęboka. Przesadzą byłoby określenie, że jest to "spowiedź" pisarza. To raczej opowieść człowieka, który - jak sam mówi - trochę przesadził z samotnością. Pewnie - nie jest to nowa powieść Jerzego Pilcha. Ale to opowieść tak bliska twórczości Pilcha, jak to tylko możliwe w przypadku wywiadu.