Gdyby zajmować się losami poszczególnych książek (okrojone hasło „habent sua fata libelli” ciśnie się na klawiaturę) ilość historii do przekazania podwoiłaby się, choć, z pewnością, dodatkowe opowieści zyskałyby uznanie przede wszystkim miłośników literatury wspomnieniowej, poszukiwaczy anegdot i smaczków z cudzego prywatnego życia. Obok banalnych dzisiaj perypetii wydawniczych zwyczajnych publikacji zdarzają się co pewien czas pozycje, na które spojrzeć można inaczej. Spojrzenie „inaczej” proponuje Rafał Wieliczko, w przestrzeni internetowej funkcjonujący niegdyś jako Colidor, potem – do dziś – Zadra.
Jego „Zadra cafe czyli rozmyślania nad kubkiem kawy” to bowiem książka zrodzona z marzeń i niejako na przekór dużym wydawnictwom, podchodzącym do debiutanta w dobie kryzysu (traktowanego jako idealna wymówka przed podjęciem ryzyka wydawniczego) z niechęcią i wyższością. W posiadanie „Zadra cafe” wejść można wyłącznie za sprawą portalu We-dwoje.pl*, którego współpracownikiem od jakiegoś czasu jest Wieliczko. Książka wydana własnym nakładem, przygotowana i złożona przez autora, zbiera kilkadziesiąt krótkich tekstów – pierwotnie blogowych notek, artykułów i opowiadań – dotyczących spraw uniwersalnych. Zadra-bloger w swoim internetowym zakątku odszedł od konwencji bloga jako elektronicznego, upublicznianego innym dziennika. Owszem, dzielił się swoimi radościami oraz informował o niepowodzeniach, ale sporą grupę notek poświęcił na teksty dłuższe, felietonowe, obliczone na wywołanie dyskusji i wstrząśnięcie czytelnikami. Do papierowej wersji „Zadra cafe” trafiły właśnie te przemyślenia, dla chronienia własnej prywatności zrezygnował Rafał Wieliczko z upowszechniania osobistych wyznań, tym samym maskując genezę zbiorku. „Zadra cafe” to nie wydrukowany wyciąg z bloga, a zestaw tekstów o posmaku publicystycznym – wyłączając kilka ostatnich utworów.
Akcentowane silnie „ja” to „ja” wyprane z intymnych wynurzeń, ale jednocześnie wyraz mocno zsubiektywizowanych i nie zawsze popularnych poglądów. Rafał Wieliczko podzielił swoje teksty na trzy grupy, sygnowane – jakżeby inaczej – rodzajami kawy. Luźne zapiski z początku tomu opatrzone tytułem „z mlekiem” poprzedzają rozdział „czarna, gorzka”, pełen notek wyrastających z niezgody na zastaną sytuację, a odrobinę fantazji, manifestowanej w opowiadaniach, zapewnia część „z rumem”, zamykająca zbiorek. Pomysł to niezły i – przecież – pasujący do idei „Zadra cafe”. Jeśli by jednak publicystykę Zadry uszeregować nie ze względu na poruszane tematy, a sposób wykonania, wyłoni się zupełnie odmienne rozgraniczenie, odbiorcy zresztą z pewnością zauważą dwie różne od siebie poetyki, dwa style, które rytmizują sposób obrazowania i nadają rysów indywidualnych retoryce Wieliczki. Pierwszą partię stanowiłyby wówczas „rozmyślania” obrazowe.
Poglądowe teksty, zbudowane na sporej ilości branych z życia bądź konstruowanych na potrzeby notki przykładów. Tu Zadra stara się przekonywać przez odwołania do konkretu – ocenę pozostawia czytelnikom, choć tak naprawdę argumentacja prowadzi w jednym, wyraźnie określonym kierunku. Autor często odwołuje się tu do stereotypów i wątków skonwencjonalizowanych, porusza tematy cyklicznie powracające w społecznych dyskusjach i sięga do doświadczeń bliskich innym. Próbuje nakreślić zjawisko na tyle wyraziście, by nie pozostawiać wątpliwości co do zajmowanego stanowiska. Korzysta z możliwości manifestowania swoich poglądów, a jednocześnie nie poświęca uwagi drobiazgom – interesują go, takie wrażenie można odnieść po lekturze, sprawy wielkie, a przynajmniej kwestie w wymiarze ponadjednostkowym. Takie rozwiązanie automatycznie przedłuża żywot Zadrowych felietonów, ale też, paradoksalnie, może przyczynić się do ich unicestwienia, właśnie przez podejmowanie zagadnień do znudzenia już przez felietonistów omówionych.
Druga strona pisarstwa użytkowego Zadry daje się odczuć znacznie silniej. To teksty, w których twórca pozwala wymknąć się słowom i emocjom spod kontroli. Łatwo zauważyć publicystyczną przemianę: u autora objawia się ona przede wszystkim szatkowaniem fraz, sprowadzeniem ich do pojedynczych słów czy nierozbudowanych zdań w formie wykrzyknień i pytań retorycznych. Tutaj Zadra staje się nagle bezradny wobec przedmiotu swoich rozważań i – automatycznie – agresywny. Zmiana tonu owocuje zmniejszeniem ilości racjonalnych argumentów i zarzuceniem toku logicznego wywodu. Opinie wygłaszane dotąd w sposób nawet wyważony przemieniają się w krzyk – tu już nie ma mowy o dopuszczeniu do siebie racji innych stron. Mięsiste i żywiołowe teksty powinny wywołać największy oddźwięk – skonstruowane są bowiem w taki sposób, że odbiera się je na dwóch poziomach – z jednej strony ze względu na zajmowane w dyskusji stanowisko, z drugiej natomiast przez formę – momentami zbliżającą się do demagogicznych chwytów. To coś, czego nie spotyka się często w „zwyczajnych”, publikowanych w prasie felietonach.
Lektura „Zadra cafe” z pewnością stanowić będzie interesujące i niebanalne doświadczenie. Wreszcie pytanie najważniejsze – o czym pisze Zadra. Najprościej byłoby powiedzieć: o sobie, o rzeczywistości przez siebie przefiltrowanej. Poszczególne felietony wyrosły ze zwykłych, codziennych obserwacji – inspirowane jednostkowymi doświadczeniami nabierały nowego, bardziej ogólnego wymiaru. Kilka tekstów poświęcił autor pracy nad sobą, sporo – relacjom damsko-męskim (mylnie za sprawą pseudonimu kojarzony z ruchem feministycznym, Rafał Wieliczko feministkom na pewno się nie spodoba), wartościom, o jakie warto dzisiaj walczyć, przemianom społeczno-obyczajowym, mentalności ludzkiej, rozczarowaniom, nadziejom i fascynacjom. Zadra chodzi, obserwuje, rozmyśla – a efekty tych rozmyślań przelewa na papier, nawet dla samej przyjemności tworzenia.
Dla czytelników nagrodą będą zamieszczone na końcu tomu opowiadania, nieobarczone dawką krzykliwych emocji, za to pomysłowe i napisane plastycznie. Największym atutem i jednocześnie dla niektórych największą wadą książki będzie jej język. Drapieżny, ostry – lub stonowany – ale zawsze mocno zindywidualizowany. Rafał Wieliczko ma swój styl pisania, zupełnie niekojarzący się z medium, w jakim pierwotnie „Zadra cafe” funkcjonowało. Swoistej staroświeckości nadają mu imiesłowy, stosowane częściej niż normalnie, ale także transakcentacje na poziomie zdania – przerzucanie czasowników na koniec frazy dla wzmocnienia wymowy fragmentu, retoryczne ozdobniki właściwe czasem bardziej dla stylu mówionego. Sporo ciekawych pomysłów jest w tej książce i sporo prowokacji – niekiedy „Zadra cafe” podniesie ciśnienie, ale – wiadomo – przy rozmyślaniach nad kubkiem kawy o inną możliwość trudno.
Izabela Mikrut