Książka, a właściwie księga, którą Nasza Księgarnia oddaje do rąk maluchów, już przez sam sposób wydania jest zapowiedzią Przygody. Liczy grubo ponad pięćset stron, a wkomponowana w środek grafiki na okładce dziurka od klucza w połączeniu z twardą oprawą przypomina nieco kufer ze skarbami. Tajemnicza twarz zaprezentowana na szerokim grzbiecie tomu i czwartej stronie okładki także stanowi obietnicę niebanalnych niespodzianek, nie tylko literackich. Mało tego: wszystkie strony w książce są obwiedzione czarnym „marginesem”, wydaje się więc przed otwarciem tomu, że kartki w nim są czarne, lub też – że książka jest bardzo stara i zakurzona, to znowu zapowiedź tajemnicy. „Wynalazek Hugona Cabreta” to bez wątpienia książka niezwykła.
Bohaterem jej jest mały chłopiec, który po ojcu odziedziczył talent do konstruowania wymyślnych mechanizmów. Po śmierci taty od stryja nauczył się sztuki zegarmistrzowskiej. Hugo mieszka w opuszczonych pomieszczeniach nad dworcem, dba o dwadzieścia siedem dworcowych zegarów, a w wolnych chwilach próbuje dokończyć dzieło ojca: naprawić mechanicznego człowieka, robota. Bez notatek poczynionych niegdyś przez tatę może być chłopcu ciężko, ale tylko odtworzenie perfekcyjnego układu kół zębatych umożliwi Hugonowi odczytanie wiadomości od ojca.
Książka składa się z dwóch części – pierwsza podporządkowana jest pracy nad mechanicznym człowiekiem. Druga, z pozoru osobna, łączy się z poprzednią wątkiem detektywistycznym. Pokazuje, jak mało można wiedzieć o najbliższych i jest pasmem niespodzianek oraz sensacji. Akcja powieści rozgrywa się w Paryżu 1931 roku, a bohaterowie odwołują się do kinematograficznych produkcji z poprzednich trzech dekad. Pojawia się i twórca filmowy, Georges Melies (w funkcji indeksalnej, bo autor książki na nowo kreuje jego osobowość i charakter, wtrąca go też w całkowicie wymyślone przygody).
Zamieszczone w „Wynalazku Hugona Cabreta” zostały też rysunki i szkice wykonane przez bohatera-reżysera. Sama powieść jest inspirowana kilkoma filmami – te elementy rozszyfrowuje Brian Selznick w posłowiu, które staje się jednocześnie zachętą do poznawania kolejnych filmów nie tylko z początku ubiegłego wieku. Ale prawdziwą niespodzianką okazuje się pomysł na tę książkę. Nieprzypadkowo to „powieść w słowach i obrazach”. Już we wstępie nakreśla autor strategię odbioru, polecając młodym czytelnikom, by wyobrazili sobie, że znajdują się w sali kinowej; wskazuje też kolejne najazdy kamery na poszczególne elementy krajobrazu. Sugestia poparta jest wykonaniem – zamiast bowiem opisów zapowiadanych sytuacji, młodzi odbiorcy otrzymują rysunki, dokładnie przedstawiające wydarzenia.
Rysunki przypominają do złudzenia obrazy rejestrowane kamerą: to zbliżenia i powiększanie detali, bądź przechodzenie do szerszego planu. Oko kamery-rysownika wędruje tak, jak oko odbiorcy – wystarczy przewrócić kartkę, by uzyskać obraz, jakiego się spodziewaliśmy. Te serie rysunków przedzielane są partiami narracyjnymi, ale oba plany – rysunkowy i tekstowy – nie powielają się.
Autor płynnie przechodzi od słowa do ilustracji. Nie jest to na pewno taktyka oszczędnościowa, jeśli zamiast kilku zdań występuje kilka szczegółowych obrazków. Ale to niebanalne rozwiązanie właśnie ze względu na oryginalność ma szansę powodzenia. Łączy się w tym tomie powieść obrazkowa z klasyczną. Jakby tego było mało, w książkę włączone są kadry z kilku filmów i prace jednego z pierwowzorów postaci. Wprowadza się je słowem i już natychmiast po odwróceniu kartki narzuca się je czytelnikom. To pewne wspomaganie wyobraźni dzieci, ale też pokazywanie pracy operatorów filmowych. W unikalnym pomyśle leży wartość tej opowieści.
„Wynalazek Hugona Cabreta” pokazuje inny typ lektury, intryguje ze względu na możliwości, jakie leżą w interdyscyplinarności, w zestawianiu sztuk. Operuje klasycznymi elementami fabuły – zagadką, tajemnicą, śledztwem – i wpasowuje je w nową formę wyrazu.