Bond w spódnicy czyli Marika Zahaňská na tropie
Marika Zahaňská to młoda, wysportowana, bardzo atrakcyjna kobieta. Asystentka w szkole wyższej na Wydziale Wychowania Fizycznego i Sportu. Nowoczesna kobieta współczesna, niewolna od rozterek sercowych i stałych kłopotów finansowych
„Źle się dzieje w państwie duńskim, skoro z moim wyglądem jedyne, na co można liczyć, to pożądliwy wzrok facetów. A kiedy ma już dojść do czegoś więcej niż tylko na wpół skrytego, pełnego podziwu i uznania dla moich wdzięków spojrzenia, nie przychodzą na spotkania i ulatniają się jak kamfora.”
Wiedzie sobie zatem Marika tak zwane spokojne, całkiem udane życie, pełne bólu i rozterek. Aż pewnego dnia spotyka w ciemnej uliczce człowieka, który własny niepokój istnienia i rozdarcie egzystencjalne zmniejsza między innymi przez zabieranie innym tego i owego. Bandytę, którego na ten przykry los skazało zapewne wredne społeczeństwo, geny, wychowanie, przeznaczenie zapisane w gwiazdach lub w fusach taniej kawy z marketu. Po stronie dziewczyny, w obronie jej honoru i nie tylko jego, staje dziwny młody człowiek. Dla bandziora nie kończy się to dobrze, a dla Mariki oznacza początek czegoś zupełnie nowego. Punkt przełomowy w dotychczasowym, na swój sposób monotonnym życiu.
„Wystarczyła jedna rozmowa, żeby znaleźć się w samym środku akcji jakiegoś filmu sensacyjnego. Prawie mnie to rozśmieszyło.”
Marika przystaje na intratną propozycję zaopiekowania się młodym człowiekiem, który zwie się po prostu Aleksem. Jest on geniuszem i - jak to z takimi osobami bywa (patrz np. detektyw Adrian Monk) - niesie na plecach garb wielorakich problemów. Jest bowiem rodzajem genialnego idioty (czyli - sawantem). Potrafi rzeczy, które są niedostępne dla większości ludzi, ale sam ma problemy z tym, co większości przychodzi bez żadnego wysiłku. Zostaje więc Marika konsultantką d/s realiów historycznych Pragi. Przynajmniej formalnie. Trafia w otoczenie mocno podejrzanych typów. Aleks (czyli Aleksander Rubin) ma ojca Rosjanina i matkę Czeszkę. Ukończył teologię na Uniwersytecie w Massachusetts, ma doktorat z fizyki na Harvardzie. Jest, jak wcześniej się rzekło, geniuszem. Jego ojciec jest przedsiębiorcą z szybko rozwijającej się branży pospolicie zwanej przestępczością zorganizowaną, działa w czymś pomiędzy Triadą a tradycyjną Cosa Nostrą. Postaci, które napotykamy, nie są takie zwykłe i dobrze pasują do atmosfery dynamicznie rozwijającego się współczesnego świata. Co i rusz napotykamy jakiegoś budzącego lekki niepokój oryginała. Nawet prawnik, Josef Josifovicz Gubkin, nie jest typowym przedstawicielem swej profesji. Mamy szaleńca z mieczem (Filip), rewolwerowca (Barby czyli Nowak Barbarossa), lekarza szarlatana (William Yatson) czy niezbyt miłego informatyka-programistę Hermana Grubera. Mamy przedstawiciela sił porządku publicznego, sympatycznego kapitan Krčmářa. Mamy nawróconego złego, Arnošta Křehůlka, od pewnego momentu byłego członka ekipy bardzo niedobrego Franka Bernarda. Mamy całą zgraję tych mocno złych, którzy w tajemniczy sposób są odporni na „uszkodzenia ciała” i mocno oklepane, popularne metody uśmiercania - takie jak wybuchająca bomba, ostrzelanie z pistoletu maszynowego czy odcięcie kończyny mieczem.
Postaci są chyba najsilniejszą stroną tej powieści. Spójrzmy na takiego Filipa, który nosi ze sobą coś będącego skrzyżowaniem katany i miecza tachi.
„Mówię po francusku, rosyjsku, chińsku, katalońsku, angielsku, hiszpańsku, niemiecku i teraz już także po czesku. Skończyłem nauki przyrodnicze na Sorbonie.”
Obywatel świata, nieprawdaż? Marzenie urzędników UE. Człowiek wykształcony, preferujący samozatrudnienie. Wizytówka rozwijającej się i na zakręcie wyprzedzającej świat Europy.
Powieść jest napisana w konwencji zdecydowanie komiksowej, co ma swoje dobre i złe strony. Jest udanym pastiszem czarnego kryminału. Cechuje ją dynamiczna, nieustannie zmieniająca się i zaskakująca akcja oraz specyficzny, pełen gorzkiej ironii humor. Miroslav Žamboch pełnymi garściami czerpie z wiaderka symboli kultury masowej, wykorzystuje znane nam, utrwalone w naszych umysłach obrazki, motywy, słowa. Żongluje nimi z lekkością doświadczonego pracownika uznanego międzynarodowego cyrku. Prawdopodobieństwo wydarzeń nieubłaganie ciągnie w kierunku zera, co niespodziewanie przynosi nam faktyczną ulgę. Wszystko jest przerysowane, ale za to znakomicie pasuje do przyjętej konwencji powieści. Trochę razi, przynajmniej moje oczy, dość momentami wulgarny język. Wiem, wiem, na zwykłej ulicy jest jeszcze lepiej (czyli: gorzej), ale nie lubię w literaturze doświadczać niektórych aspektów owej zachwycającej rozmaite autorytety rzeczywistości.
Biegamy wraz z bohaterami powieści po Pradze, walczymy, uciekamy. Stawiamy czoła chmarom czegoś szybkiego, ostrożnego, co się kulom nie kłania i nie umiera zbyt łatwo. I nie wiemy, o co tak naprawdę chodzi, do czego zmierzamy tą niezbyt prostą, miejską, wybrukowaną zdarzeniami drogą. Ma to wszakże głęboki sens, skoro mamy w ręku dopiero pierwszy tom cyklu powieściowego.
W książce ciekawy jest pewien motyw: pisarza Roulhánka, który pisze powieść zadziwiająco zbieżną z tym, co sami czytamy. Dziwny zbieg okoliczności czy wesołe mrugnięcie okiem do czytelnika?! Na szczęście pierwszy tom pozostawia nas w takim niedosycie informacji, że z migotaniem komór serca czekamy na dostępny już na rynku tom drugi. Wszystko to - oczywiście - o ile spodobał się nam tom pierwszy.
Myślałem, że Praga, to miłe miasto w sercu Europy. Taaa właściwie to całkiem spokojne miejsce Rytualne morderstwa, znaleziska archeologiczne, moc,...
Według starego prawa na trzydzieści dni przed koronacją ogłasza się wolne łowy. Kto następcę tronu zabije, ten ma szansę na zajęcie jego miejsca. Na miesiąc...