Niektórzy piszą książki dla pieniędzy. Inni dla rozrywki. Dla sławy. Samorealizacji.
Albo dlatego, że chcą zmienić świat.
Do tej ostatniej grupy bez wątpienia zalicza się chrześcijańska pisarka, Francine Rivers. Chyba nikt, kto zetknął się z jej tekstami nie ma co do tego wątpliwości. W każdej z powieści Rivers wykorzystuje swoją umiejętność tworzenia wciągającej fabuły oraz lekkie pióro do dawania świadectwa wiary i umacniania w niej czytelników. Cytaty i odwołania do Biblii wplecione w realistyczne dialogi, ciągła łączność z Bogiem, w jakiej pozostają bohaterowie, a także istota przedstawianych problemów sprawiają, że w prozie Rivers fundamenty chrześcijaństwa wydają się bardziej współczesne i aktualne.
Tak dzieje się też w jednym z najnowszych dzieł pisarki, zatytułowanym Szofar zabrzmiał. Lektura powieści to czas refleksji nad istotą działalności kościołów, pokusami wielkości i sławy, fałszywą realizacją powołania, wiernością wyznawanym wartościom. Do zastanowienia nad tymi kwestiami skłania historia Paula, rozgrywająca się na przestrzeni szesnastu lat. Jeszcze przed przekroczeniem trzydziestki Paul, szczęśliwy mąż i ojciec trzyletniego Timothy’ego, zostaje powołany na stanowisko pastora w małym, podupadającym kościele. Jego zbór tworzy zaledwie garstka wiernych, w dodatku złożona przede wszystkim ze staruszków. Jednak sytuacja ta szybko się zmienia, bo Paul – utalentowany mówca i aktywny działacz społeczności lokalnej – szybko zaczyna poszerzać grono uczestników niedzielnych nabożeństw. Jego kościół rośnie w oczach. Pojawiają się rodziny, młodzież, ludzie sukcesu. Ale czy dzieje się to „ku większej chwale Bożej”? Ceną, jaką Paul płaci za ten wzrost popularności, jest spłycenie jego nauczania, dostosowywanego do oczekiwań słuchaczy, odejście z kościoła kilku seniorów oraz zupełny brak czasu młodego pastora na życie prywatne i - co za tym idzie – zaniedbywanie rodziny.
Pojawia się więc pytanie: komu tak naprawdę służy Paul? Bogu, społeczności czy przede wszystkim własnym ambicjom? Czy chęć dorównania ojcu, znanemu w całym kraju ewangeliście, nie czyni go ślepym?
W pewnym sensie można powiedzieć, że Szofar zabrzmiał opowiada o drugiej stronie sukcesu, o tych, którzy ponoszą koszty: żonie Paula, jego synu, przyjaciołach. Ale Rivers uświadamia czytelnikom znacznie więcej. Bo to, co w oczach współczesnych uznawane jest za szczytowe osiągnięcie (rozpoznawalność, popularność, dobrobyt materialny), niekiedy (często?) oznacza upadek.
Ale, na szczęście, nie można upaść tak nisko, by nie dosięgła nas łaskawa ręka Boga. Czy jednak Paul spróbuje z jej pomocą powstać?
Interesująca fabuła i ważkość ukazanych problemów sprawiają, że powieść, mimo jej objętości, czyta się lekko i szybko. Być może książka ta mogłaby być znacznie krótsza (wystarczyłoby zwiększyć dynamikę akcji), jednak Rivers stara się przede wszystkim dokładnie przedstawić omawiane zagadnienie. Wskazują na to także „papierowość” i przerysowanie niektórych postaci (początkowa idylla w domu Eunice i Paula wydaje się nieco sztuczna, podobnie jak późniejszy egoizm i całkowite zaślepienie młodego pastora oraz wyraźny podział na dobrych i złych bohaterów). Ale głównym celem Rivers nie jest dostosowanie się do oczekiwań rynku. Prawdopodobnie o wiele ważniejsze jest dla niej skłonienie czytelników do przemyśleń i modlitwy. A to udaje się autorce bez wątpienia.
Dzieje wielkiej, trudnej, odkupieńczej miłości, jakiej nie znajdujemy w innych powieściach. Ona piękna i udręczona, jako dziecko wydana na łup grzechu...
Po upadku Jerozolimy (70 r n.e.) młoda chrześcijanka, Hadassa zostaje uprowadzona do stolicy imperium i sprzedana jako niewolnica jednej z patrycjuszowskich...