Nie tylko kwitnące wiśnie
W wieczornym świetle tańczyły płatki śniegu. Zima zagościła także w duszy komisarza Yoshinobu Mikamiego, szefa Biura Prasowego Komendy Głównej Prefektury D. Jego córka, Ayumi, od blisko trzech miesięcy jest uznana za zaginioną, ani razu nie odezwała się do rodziców. Czyja to była wina? Mikamiego, jego pięknej żony, ich obojga, nikogo? Na dodatek relacje Biura Prasowego i dziennikarzy od jakiegoś czasu stanowczo się zaogniały, by teraz przejść do fazy pożaru trudnego do ugaszenia. A to nie koniec zmartwień komisarza – z Tokio ma przyjechać sam komisarz generalny, a tu pismacy straszą bojkotem wizyty. Jakby tego było mało, gość chce się spotkać z pewną szczególną osobą. Osobą tą jest ojciec porwanej niegdyś dziewczynki. Dziewczynka, pomimo wpłaconego okupu, została znaleziona martwa, a porywacza nigdy nie udało się złapać. Od sprawy Sześć Cztery minęło czternaście lat. Jeszcze rok i ulegnie przedawnieniu. Kto i dlaczego chce teraz rozdrapywać stare rany? Jakie szczegóły wyjdą na światło dzienne po tak długim czasie? Do czego dogrzebie się niechcący zmarznięty, kopcący papierosy, samotny niczym ostatni rewolwerowiec, Mikami?
Już pierwsze zdanie książki Hideo Yokoyamy sugeruje sposób narracji: będzie wolno, statecznie, bez szaleństw czy pośpiechu. Czytanie Sześć Cztery przypomina obserwowanie padającego śniegu – niby nie dzieje się nic, a tak naprawdę dzieje się... wszystko. To chyba cecha charakterystyczna wielu japońskich twórców, podobnie pisze i Haruki Murakami, i Kazuo Ishiguro. Akcja powoli, acz nieubłaganie prze do przodu, chociaż bez fajerwerków, trzęsień ziemi czy tornad, które tak dobrze znamy z powieści autorów anglojęzycznych. Yokoyama pozostaje nieodrodnym dzieckiem swego kraju. W jego książce nawet porwanie i śledztwo wydaje się eleganckie, uprzejme i grzeczne. Nawet chaos i krzyki są kulturalne. Nas, ludzi Zachodu, dziwić może fakt, że tu każdy każdemu kłania się w pas, że idąc w odwiedziny przynosi choćby paczkę makaronu, a większość dialogów odbywa się w głowach rozmówców. Tu ważne są myśli, uczucia, zmrużenia powiek, drobne gesty, łzy, ruchy dłoni, a czynność pastowania butów urasta do rangi symbolu małżeństwa. Książka liczy 747 stron i, patrząc sztampowo, „nic" tu się nie dzieje. Ot, główny bohater chodzi po domach czy piętrach, jeździ samochodem, ćmi fajki, myśli… Ale to fascynująca lektura! Jak elegancko, zajmująco napisana książka! Całe to „nic” prowadz do ostatnich dwustu stron, które stanowią naprawdę mocny akcent. Ach, więc o to chodziło! Dla ostatnich stron warto przeczytać wszystkie początkowo nieznaczące dywagacje, zapisy rozmów, wizyt, warto dla nich śledzić kolejne przetasowania. Co ciekawe, mamy w powieści naprawdę wielu bohaterów, których nazwiska dla osób z naszego kręgu kulturowego brzmią podobnie, lecz mistrzostwo Yokoyamy polega także na tym, że nie ma szans, by którykolwiek pomylił się z innym - tak wiarygodnie zostali sportretowani…
Lubicie układać mahjonga? Graliście kiedykolwiek w Jengę? A może należycie do wielbicieli sudoku? Jeśli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań brzmi: „tak", Sześć Cztery to dla Was pozycja obowiązkowa. Lektura przypomina usuwanie par jednakowych płytek w mahjongu albo wyciąganie klocków z wieży Jenga. Wszystko tu musi do siebie pasować. Jeśli jest kwiat, będzie wiśnia; jeśli jest porwanie, musi być porywacz; jeśli jest ryż, będą i pałeczki. Tutaj każdy ma swoją rolę do odegrania, każdy szczegół pasuje do całości. Fakt, książka jest długa, ale dla samego zakończenia warto przeczytać i dwa razy tyle tekstu. Yokoyama stworzył opowieść, która wciąga, intryguje, nie daje się po prostu „odhaczyć” na liście pozycji do przeczytania. Stworzył kryminał z elementami thrillera i wyraźnym tłem społecznym oraz obyczajowym. Myślicie, że takie połączenie nie ma szans „zagrać"? A jednak się udało – znakomicie zresztą. Sześć Cztery to świetna propozycja zarówno dla fanów kryminalnych zagadek, jak i wielbicieli tematów społecznych, dla osób aspirujących do zawodu dziennikarza czy po prostu kochających Japonię.