Kryminalna gra
Kryminał na wesoło? O tak, to gatunek, który z pewnością przypadnie do gustu wielu czytelnikom! Kryminał nie zawsze musi być pisany w tonie śmiertelnej powagi. Wystarczy już, iż akcja tego typu powieści zawsze obraca się wokół śmierci. Dobrze, gdy autorzy czasem rezygnują z patosu na rzecz wspaniałego poczucia humoru. Świetny efekt udało się uzyskać w książce pisarskiego duetu Klupfel – Kobr, opowiadającej o komisarzu Kluftingerze i śledztwie, które prowadził. Pomimo, iż książka napisana jest w zupełnie odmiennym stylu niż powieści kryminalne Eduardo Mendozy czy chociażby Ryszarda Ćwirleja lub Jerzego A. Wlazły, duet ten bardzo szybko podbija serca czytelników. Podobnie zresztą, jak bohaterowie Szczodrych godów – komisarz Kluftinger i doktor Langhammer.
Powieść nawiązuje do tradycji gatunku. I dobrze, bo widać, że Klupfel i Kobr czerpią od mistrzów takich jak Agatha Christie, czy Edgar Allan Poe (od tego ostatniego zaczerpnięto zresztą motyw zbrodni, która miała miejsce w zamkniętym pokoju). Dzięki temu spod pióra duetu wyszła całkiem zgrabna historia, napisana szalenie zabawnym językiem, z wciągającą intrygą i zbrodnią (prawie) doskonałą. Książka tryskająca humorem i wprawiająca w dobry humor czytelnika dzięki dowcipnym dialogom i żartom sytuacyjnym.
Cała historia jest dość prosta. Do pensjonatu w Alpach zaproszony zostaje komisarz Kluftinger wraz ze swą połowicą oraz z zaprzyjaźnionym małżeństwem. Na miejscu nasi bohaterowie poznają pozostałych "szczęśliwców", którzy - podobnie jak pary Kluftingerów i Langhammerów - zostali wyróżnieni przez gospodynię zaproszeniem. Właścicielka pensjonatu przygotowała dla swoich gości nie lada gratkę: grę w kryminał. Pobyt w pensjonacie umilać ma gościom zabawa w detektywów. Niestety, to, co miało być niewinną rozrywką, staje się rzeczywistością i w niedługim czasie w hotelu ginie jeden z gości. Tu do akcji wkracza komisarz Kluftinger, a wraz z nim doktor Langhammer. Ta niezwykła para przypomina co żywo postacie z filmu „Dwaj zgryźliwi tetrycy”. Niby dokuczają sobie na każdym kroku, lecz żyć bez siebie po prostu nie mogą. Sprawa komplikuje się, gdy hotel zostaje odcięty od świata wskutek śnieżycy. Kluftinger rozpoczyna wówczas gorączkowe poszukiwanie mordercy.
Muszę przyznać, że Kluftinger urzeka. Mało tego: wprost uwodzi. Wbrew dzisiejszemu trendowi w powieści kryminalnej, nie jest człowiekiem o zrujnowanym życiu osobistym (szczęśliwy mąż swej żony), a jedyne jego nałogi to jedzenie i powtarzanie słowa „prymuśnie!” Przy takim bohaterze gęba sama się uśmiecha! W duecie z Langhammerem pan komisarz sprawia, że czytelnik, mówiąc kolokwialnie, rży ze śmiechu. Bo jak tu się nie śmiać z komisarza wydziału kryminalnego, który boi się zwłok, lub z doktora, z zamiłowania detektywa-amatora, który posiada kuferek z zestawem "małego detektywa". Świetnie czyta się kryminał, w którym na równi z prowadzoną sprawą toczy się wątek sztubackich psikusów, wzajemnie czynionych sobie przez doktora i komisarza.
Ta para jest po trosze niczym doktor Watson i Sherlock Holmes, choć w Kluftingerze można doszukać się i nieco z Herkulesa Poirot (w zaproponowanej przez właścicielkę hotelu grze wciela się on z resztą w tę postać). Kluftinger krok po kroku przybliża się do rozwikłania zagadki, której rozwiązanie jest dość przewidywalne, co i tak nie zmniejsza przyjemności z lektury książki.
Jeśli dodać do tego odrobinę tajemniczości i grozy, która towarzyszy nam za sprawą przypadającego w czasie pobytu gości w hotelu święta Szczodrych Godów, będziemy mieć już pełnię obrazu. To straszne święto, w czasie którego podobno zmarli nawiedzają żywych, dodatkowo potęguje grozę wśród zgromadzonych w hotelu ludzi. Niestety, potęguje ją tylko u bohaterów książki, bo wątek ten raczej słabo wpleciony został w fabułę przez autorów.
Polecić tę książkę warto każdemu, kto lubi pośmiać się przy lekturze. Niezależnie od tego, czy jest fanem kryminałów, czy nie. Dla fanów kryminału zaś to już po prostu lektura obowiązkowa!