Toruńskie legendy
Jedno przypadkowe zdarzenie, na przykład upuszczenie na podłogę dłuta, może pociągnąć całą lawinę kolejnych. To jest właśnie nieuchronność losu. Takie zdanie, choć zawarte w epilogu, równie dobrze mogłoby rozpoczynać pewną książkę. Książkę o zdumiewających zrządzeniach losu, a może nawet - o przeznaczeniu? Książkę o Toruniu, o legendach i wyborach, jakich dokonujemy każdego dna. Książkę o tym, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, a najbardziej zaskoczyć mogą nas… najbliżsi ludzie.
Nie będzie to recenzja baśni, choć Toruń ma w sobie coś magicznego, podobnie jak powieść Katarzyny Enerlich, w której wspomnieniach gości nawet szeptucha. Studnia bez dnia to jednak książka głęboko osadzona w rzeczywistości – a właściwie szarej rzeczywistości, która za sprawą życzliwości może jednak przybrać barwy tęczy. Kolejna już w dorobku autorki pozycja nie traci nic ze wspaniałego stylu i klimatu, którymi Enerlich uwodzi nas już od momentu powstania Prowincji pełnej marzeń. Tym razem opuszczamy ukochane przez autorkę Mazury i przenosimy się do miasta pełnego legend o flisakach i żabach, do miasta aniołów i kupców.
Główna bohaterka powieści, Marcelina, jest osobą, która wydaje się mieć wszystko – piękne mieszkanie, przystojnego męża, z którym seks gwarantuje niesamowite doznania i hobby przynoszące dochód. Los jednak okrutnie postanowił sobie z niej zakpić, bowiem kobieta w jednym dniu najpierw dowiaduje się o zdradzie męża, a chwilę później staje się mimowolnym świadkiem jego wypadku. On leżał całkiem nieprzytomny, a ona … całkiem przytomnie przestawała go kochać – pisze Enerlich, ukazując zobojętniałą Marcelinę. Na OIOM-ie poznajemy też "tę drugą", kochankę męża, przeświadczoną o miłości i uczciwości ukochanego. Kiedy ten umiera, kobiety - jakby zjednoczone wspólnymi przeżyciami - stają się sobie bliskie niczym przyjaciółki.
Śmierć męża oznacza jednak dla Marceliny koniec pewnego etapu w życiu. Aby utrzymać się ze skromnych dochodów, jakie przynoszą jej zlecenia na renowacje ram obrazów i mebli, musi ona przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, jest też zmuszona stanąć przed koniecznością znalezienia pracy, która pozwoliłaby jej przetrwać w Toruniu. Ścieżka przeznaczenia prowadzi ją do Tadeusza Zawiejskiego, lokalnego rzeźbiarza. Marcelina zaczyna u niego pracę na stoisku z pamiątkami, pomaga też w pracowni artysty, a w wolnych chwilach zaczytuje się w historii miasta. Ta, dzięki Annie Kot, sąsiadce i przewodniczce po Toruniu, wydaje się niezwykle fascynująca - szczególnie, że tworzą ją też legendy, takie jak opowieść o zaginionym pierścieniu z najpiękniejszym w Europie rubinem, wydobytym w Górach Izerskich. Wykonany przez mistrza Jakuba Hermana dla handlarza modrzewiem Marthusa Teschnera klejnot zaginął przed laty w niewyjaśnionych okolicznościach wraz z jego właścicielem i do dnia dzisiejszego nie został odnaleziony. A przynajmniej do czasu, kiedy Marcelina, pod nieobecność swojego pracodawcy, rozpoczyna porządkowanie pracowni i przez nieuwagę upuszcza pamiątkowe dłuto. To uruchamia lawinę wydarzeń, które zmieniają nie tylko jej życie, ale i historię miasta.
Studnia bez dnia opublikowana nakładem Wydawnictwa MG to wspaniała podróż szlakiem toruńskich legend, pruskich zwyczajów, to wędrówka drogą przeznaczenia. Podczas lektury zyskujemy możliwość spaceru po uliczkach Torunia, a dzięki załączonym zdjęciom (wielka szkoda, że nie są one kolorowe) czujemy niezwykłą atmosferę opisywanych miejsc. Jednak Katarzyna Enerlich odsłania przed czytelnikiem nie tylko tajemnice pięknego miasta, ale i tajemnice ludzkiej duszy, przekonując, że życie jest pełne niespodzianek. I tych dobrych, i tych złych. Warto jednak na nie czekać, bowiem los może odmienić się w każdym momencie. Wszak czeka na nas niejedna studnia bez dna, a Annuszka jeszcze niejednokrotnie rozleje swój olej…
Refleksyjna opowieść o prowincjonalnej codzienności, której wielkie i małe historie rozgrywają się wśród mazurskich krajobrazów. Zaskakująca historia kobiety...
Inga urodziła się w Pustnikach, ale wyjechała wraz z matką do Niemiec. Rodzinną ziemię stopniowo wymazywały z pamięci. Tajemniczy Michael z bretońskiej...