Powieść szwedzkiej pisarki to przede wszystkim kryminał, zawiera on jednak pierwiastki powieści psychologicznej, mówiącej o ludzkich uczuciach i słabościach.
Książka ma niestety swoje słabości. Jedną z nich jest to, że w zasadzie nie trzyma w napięciu. Annika Bengtzon jest dziennikarką tabloidu, zastał jej przydzielony temat morderstwa dziewczyny, pracownicy pornoklubu Studia Sex, której ciało znaleziono na terenie cmentarza. Po serii niezbyt fortunnych ingerencji, sprawa zostaje przydzielona komuś innemu, a ona ostatecznie zostaje zwolniona z redakcji, w której była stażystką. Po urlopie i wypoczynku na łonie natury Annika zaczyna prywatne śledztwo, którego efekt zaskakuje. Ujawnienie połączeń pomiędzy polityką a półświatkiem i zbrodnią jest najważniejszym celem głównej bohaterki. Czy jej się uda? Czy jej ustalenia ujrzą światło dzienne? Tego dowiecie się, czytając książkę "Studio Sex".
Niestety, podczas lektury zdarzały się momenty, kiedy miałem ochotę odłożyć powieść na bok. Nie znaczy to jednak, że nie ma w niej nic wciągającego – tajniki zawodu dziennikarza, opis przeżyć Anniki, która musi poradzić sobie z wielkim niepowodzeniem, jakim jest wyrzucenie z pracy oraz moralność ludzi trudniących się pracą w tytułowym Studio Sex. Jednak kryminały mają to do siebie, że ich akcja powinna wciągać, przykuwać czytelnika i nie pozwolić mu oderwać się od lektury. Ten nie wciągał.
Co dziwne, a warte zaznaczenia, zdarzyło się parę niezbyt stylistycznych niefortunności, ale jest to najpewniej wina kiepskiego tłumaczenia.
"Studio sex" nie jest książką, którą polecałbym wszystkim miłośnikom kryminałów, ale jeśli już wpadnie nam ona w ręce – warto dotrwać do zakończenia. Zaskakuje!
Podczas obchodów przesilenia letniego w Stenträsk na powierzchni bagna zostaje zauważone ciało. Przypuszcza się, że jest to zaginiona żona Wikinga Stromberga...
Rok 1990, Stenträsk w Szwecji. Notatka pozostawiona na kuchennym stole. Kochanie, poszłam zbierać maliny. Muszę wyjść z mieszkania. Markus jest u Karin...