Po zupełnej pomyłce, jaką była „Chmielewska dla zaawansowanych”, czyli wywiad – rzeka, jaki z pisarką przeprowadził jej plenipotent, Tadeusz Lewandowski, nie miałem wielkich nadziei na powrót „pierwszej kryminalistki RP” do dobrej formy. Zaskoczyła mnie dwukrotnie – najpierw zrecenzowaną w naszej witrynie przez Izę Mikrut powieścią „Krętka blada”, teraz – kolejnym, szóstym już tomem „Autobiografii”, zatytułowanym z właściwą jej delikatnością „Stare próchno”.
Chmielewska nigdy nie ukrywała, że za główny cel stawia sobie dostarczenie ludziom rozrywki, zapewnienie swoistej odskoczni od codziennych problemów. Dlatego zamiast tworzyć solidną opowieść o własnym życiu, o bólach, cierpieniach i problemach, jakich jej ono dostarczało, zebrała w sześciotomową (a to zapewne nie koniec) opowieść najzabawniejsze anegdoty, jakich była bohaterką i wydarzenia, w których przyszło jej uczestniczyć. Przy okazji, pisarka odpowiada na wszelkie pytania, stawiane jej w wywiadach, odsłania kulisy powstania poszczególnych książek, opowiada o swoich perypetiach, przeżywanych wraz z pierwowzorami bohaterów własnych powieści.
„Stare próchno” to opowieść o wydarzenia lat ostatnich, spisywana z bliskiej perspektywy czasowej. Chmielewska zaczyna od swoich perypetii z elektroniką i przygód, jakich dostarczyło jej kupno nowego samochodu, notorycznie przez kogoś kradzionego. Pisze o przeprowadzce do nowego domu, wspomina najbliższą rodzinę, opisuje przygody, przeżyte podczas podróży zagranicznych i krajowych, tłumaczy, skąd w jej życiu i twórczości wzięły się koty oraz dlaczego zajmują w nich tak wiele miejsca. Krytykuje także (słusznie zresztą) Tadeusza Lewandowskiego za jego książkę, dokonuje niezbędnych sprostowań oraz poddaje krytyce reżyserów, próbujących dokonać ekranizacji kolejnych jej powieści – najczęściej z nędznym skutkiem. To oczywiście nie wszystkie tematy, poruszane w książce – bo też nie sposób byłoby wszystkie spamiętać. Rzecz w tym, że autorka powraca do swego charakterystycznego stylu – pełnego soczystych kolokwializmów, ironicznego, żartobliwego toku opowieści. Miejsca i aktorzy zmieniają się jak w kalejdoskopie, autorka ze swadą opisuje – niekoniecznie w porządku chronologicznym – kolejne ważne jej zdaniem wydarzenia, z dygresji popadając w kolejną dygresję. A większość z nich jest naprawdę dobra – lekka, zabawna, momentalnie wywołująca uśmiech na twarzach Czytelników.
Opowieść Chmielewskiej czyta się błyskawicznie, czasami za tokiem jej narracji trudno wręcz nadążyć. Oczywiście, trudno mówić o oryginalności w przypadku 6 tomu „Autobiografii” – jedynie można wspomnieć o tym, że cały cykl nie ma chyba swojego odpowiednika we współczesnej literaturze dokumentu osobistego. Trzeba jednak zaznaczyć, że ksiązka przeznaczona jest przede wszystkim dla osób, które do specyficznego sposobu narracji i poczucia humoru pisarki są przyzwyczajone, a od lektury oczekują rozrywki i relaksu właśnie, a nie wnikania w tajemnicze zakątki psychiki autorki. I, oczywiście, dla osób, które czytały poprzednie tomy „Autobiografii” oraz w pewnym przynajmniej stopniu znają twórczość Chmielewskiej. Bez tego szybko pogubią się w mnogości krewnych, powinowatych i przyjaciół pisarki, tracąc wiele z radości lektury. Stąd też – kończąc już ten wywód – można spointować, że VI tom „Autobiografii” to właściwa „Chmielewska dla zaawansowanych”, po którą to książkę powinni sięgnąć wszyscy miłośnicy twórczości „polskiej Agathy Christie”.
Autorka wspomina swoje całe swoje życie - począwszy od zapoznania czytelnika ze swymi przodkami, poprzez dzieciństwo, młodość, życie rodzinne. Opisuje...
Przygody Pawełka i Janeczki, w których, jak i w poprzednich znaczącą rolę odgrywa pies Chaber. Tym razem młodzi pogromcy przestępczości rozpoczynają...