Bajka, nie bajka
Zdarzają się takie książki, które nie budzą jasnych, zdecydowanych, konkretnych uczuć. Tkwią gdzieś pomiędzy zadowoleniem z lektury, a żalem z powodu zmarnowanego czasu. Mają w sobie coś pociągającego i coś co odpycha. Ta powieść dla starszych dzieci, nastolatków właśnie do nich należy.
Można by zacząć tak... Za siedmioma górami, za siedmioma morzami... a może raczej tuż obok, blisko nas. Dawno, dawno temu... a może całkiem niedawno. Żyli, byli Mikołaj i Magda. Nie tylko żyli i byli, ale i poznali się przypadkiem. Mikołaj, syn szewca, zawsze wolał przyrodę, zwierzęta niż ludzi. Bo ludzie go nie rozumieją. Woli włóczyć się po lesie niż pomagać w ubogim, przytłoczonym męczącymi problemami domu rodzinnym. Najbliżsi to ktoś, kogo się nie wybiera. Coś w rodzaju zła koniecznego. Kiedy problemy nagle narastają, ojciec ma kłopoty z policją, mama zostaje tymczasowo aresztowana, chłopak ucieka do swojej leśnej kryjówki. Magda, córka inżyniera, budowniczego kolei, czuje się samotna. Wychowywana tylko przez ojca, który nie ma dla niej czasu, włóczy się po coraz to nowej okolicy i poznaje kolejne miejsca do których za pracą udaje się jej rodzic. Mikołaj potrafi rozmawiać ze zwierzętami, znajomym niedźwiedziem i właśnie co oszczenioną suką. To są jego prawdziwi przyjaciele. Kiedy spotyka Magdę, także i ona, choć nie od razu, dołącza do ich grona. Razem przeżywają wiele złożonych sytuacji, dobrych i złych. Uczą się, dorastają i dojrzewają. Poznają smak przyjaźni. Uczą się odpowiedzialności za swoje czyny, słowa i decyzje. Uczą się oceniania innych uczciwie, a nie na podstawie pozorów i plotek.
To nie jest bajka. To nie jest historia realistyczna. To niezbyt udane połączenie jednego z drugim, coś w rodzaju realnej historii z elementami bajkowymi. Nie jest to realizm magiczny. Wydaje się, że porywając się na literackie eksperymenty trzeba mieć talent. Nie wystarczą dobre chęci. Nie wystarczą tylko mniej lub bardziej mądre słowa, potrzebne jest jeszcze coś między tymi słowami.
Bajki i baśnie nie są realne, i to właśnie jest w nich cenne. Magiczność świata, jego odrealnienie chronią młodego czytelnika od tak często opisywanego tam zła. Zdarzenia są pouczające, niosą ze sobą morał, ale zarazem w jakiś sposób bezpieczne dla niedojrzałego umysłu. Pozbawione namacalności i bezpośredniości. Bajki mówią o dobru i złu w przerysowany sposób uwypuklając mocno to co istotne. W tej historii autorka miesza elementy realistyczne z baśniowymi, ale nie stwarza dobrych mechanizmów obronnych wobec siły ukazywanego zła. Mówi o nim wprost, i nie brzmi to bajkowo, zdaje się istnieć tuż obok nas, tuż za rogiem. Autorka porusza niełatwe problemy, które choć dotykają dzieci, nie powinny być dla nich zadaniem do rozwiązywania. Każdy ma prawo do problemów na swoim poziomie, odpowiednio pokazanych i omówionych właściwym językiem. Tu język chwilami jest zbyt wyrafinowany jak na zwykłych nastolatków. Nie ma też w nim zbyt wiele poezji, a szkoda. Przez większą część opowieści nie ma klimatu. Są tylko słowa, słowa, słowa. Są mądre rzucane wprost morały. Jest swoista nachalność przekazu. Mało tu magii opowieści, radości i uśmiechu. Dużo problemów i smutku. Nie ma uroku opisywanego świata. Dialogi są nazbyt dojrzałe, nasycone drętwą dorosłością, moralizatorstwem i sztucznością.
Nie wszystko oczywiście jest złe, ale elementy negatywne dominują. Są pożyteczne nauki płynące z opisanej historii. Jest na przykład nieźle pokazane znaczenie przyjaźni, szacunku do przyrody, zwierząt. Problemem jest to, że w czasach kiedy młodzi ludzie nie za bardzo chcą czytać, książki takie jak ta raczej zniechęcają ich swoimi mankamentami. Z jednej strony zakładają, że czytelnik jest osłuchany i dojrzały, zna wiele słów i zna życie, z drugiej, że treści trzeba przekazywać mu wprost, bez niepotrzebnej subtelności. Ta powieść po raz kolejny pokazuje jak trudne jest pisanie książek dla dzieci i młodzieży.
Książka, którą Wydawnictwo ARKADY oddaje do rąk Czytelników, jest pierwszą w historii sztuki prezentacją krajobrazu w malarstwie polskim...