Historyjki o Emilu, małym, rezolutnym chłopczyku, którego pierwowzorem był ojciec Astrid Lindgren, cieszą się ogromną popularnością wśród najmłodszych odbiorców. Zakamarki proponują dzieciom jednowątkowe opowiastki, wyodrębnione przygody sympatycznego bohatera. Opisowe tytuły czasem zdradzają fabułę, innym razem brzmią dość zagadkowo, jak w tym przypadku.
„Skąpy nie jestem, powiedział Emil” to dość enigmatyczna zapowiedź treści, nie sposób domyślić się przebiegu akcji – lektura będzie więc owiana aurą tajemniczości. Astrid Lindgren przenosi maluchy w świat z początku ubiegłego wieku, rzeczywistość, którą pamiętamy z „Dzieci z Bullerbyn”, a czasem – zupełnie egzotyczną scenerię, bywa, że także zachowania i zwyczaje nieznane lub zapomniane. Wszystko to sprawia, że zwykła historyjka obyczajowa nabiera innej wartości – na pewno sprowokuje maluchy do zadawania wielu pytań, a może po prostu na pewien czas zapewni im odskocznię od standardowych codziennych zabaw.
Rodzice Emila urządzają przyjęcie dla wszystkich mieszkańców wioski. Na przyjęciu gra się w różne gry towarzyskie – ale nie wszyscy potrafią się dobrze bawić, czasem mogą zranić znajomych. Taką właśnie sytuację obserwuje mały Emil – i to on tym razem daje dorosłym prawdziwą nauczkę. Rola się odwraca – sprytny mały chłopiec, szczery w swoich intencjach, naprawia błędy starszych. Zasługuje na pochwałę, chociaż i tak trochę czasu spędzi w drewutni, strugając z drewna kolejne ludziki: zwłaszcza kiedy podczas szalonej bitwy na śnieżki jedną z kulek skieruje… prosto w otwarte usta tatusia.
Będzie zatem w publikacji trochę motywów radosnych, śmieszących maluchy, obok tych poważnych, nawet i wzruszających. Nie ma też akcentowania motywów pedagogicznych – mały Emil nie wie, dlaczego rodzice są z niego dumni po wystąpieniu na przyjęciu, nie domyśla się nawet, dlaczego jego gest tak wiele znaczył. Przypuszczalnie maluchy, śledzące akcję, także będą miały problemy z rozszyfrowaniem przesłania: dlatego przyda się tu pomoc opiekunów, dla których czytanie między wierszami nie jest niczym trudnym.
Bjorn Berg, ilustrator tej książeczki, dostosował obrazki do konwencji, w jakiej tworzyła Astrid Lindgren. Postacie na jego rysunkach są krzepkie i rumiane, nie przypominają postdisneyowskich sylwetek. Bohaterowie poubierani zgodnie z nieznaną dzisiaj modą przyciągają wzrok. Berg przedstawia zresztą często same postacie, bez tła, dzięki czemu rysunki uzupełniają treść i momentami przejmują partie narracyjne, a dzieciom pomagają w śledzeniu akcji. Niekiedy sięga ilustrator po odmalowywane dwie kolejne „klatki” historii, wszystko po to, by uatrakcyjnić proces lektury. Obrazkowe historyjki Zakamarków łączą w sobie prostą fabułę (często – wycinek większej całości) i mnóstwo kolorowych ilustracji. Takie zestawienie oczywiście budzi zainteresowanie maluchów i sprawia, że książka może zacząć je fascynować. Dawkowane historyjki świetnie sprawdzą się jako lektura przed snem.
Izabela Mikrut
Biedny Emil! Że też zawsze, kiedy chce zrobić dobry uczynek, wychodzi mu z tego psota! Bo cóż jest winien temu, że tatuś wdepnął w zastawioną przez...