Gdy wspominamy wydarzenia II Wojny Światowej, zbrodnie komunizmu lub też czytamy czy słyszymy w radio o tragicznych wydarzeniach „epoki terroryzmu” – wojnie w Iraku, zamachach z 11 września, w madryckim metrze czy wybuchach w Londynie, czasem zadajemy sobie pytanie: „Jak Bóg mógł na to pozwolić? Dlaczego On milczy?” Zapominamy o ostatniej katechezie, jaką Chrystus nam zostawił, o Jego 7 ostatnich słowach, które na język muzyki „przełożył” Haydn, równie ważnych dla Apostołów, co dla współczesnego Kościoła. Tym właśnie słowom poświęcone były rozważania, jakie Timothy Radcliffe poprowadził w Wielki Piątek 2002 roku w katedrze w Seattle, zebrane i uzupełnione o kilkanaście stron komentarza w książce „Siedem ostatnich słów”. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34), „Dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23, 43), „Niewiasto, oto Syn twój [...] Oto Matka twoja” (J 19, 26-27), „Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Mk 15,34), „Pragnę” (J 19, 28), „Dokonało się” (J 19, 30), „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46) – czy te słowa w jakiś sposób mogą przekazywać coś dzisiejszemu człowiekowi, czy też całkowicie straciły już aktualność? Jeśli przyznamy, że mogą być, że są dla nas ważne, to w jaki sposób je interpretować, jak „czytać” SŁOWO Chrystusa? Oczywiście, próba samodzielnej interpretacji może się skończyć wpadnięciem w pułapkę banału bądź – co gorsza – herezji. Bo co mogą oznaczać wypowiedziane przez Chrystusa słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. Czy Bóg mógł opuścić własnego Syna? Jeśli tak, to czy nie jest czasem mniej miłosierny, mniej dobry, niż twierdzi Kościół? Z takich manowców błędnych interpretacji sprowadza nas Radcliffe, przywołując przykłady najpiękniejszych krzyży, jakie kiedykolwiek widział. Krzyży w znaczeniu dosłownym, jako krucyfiksów, i krzyży metaforycznych, „niesionych” przez ludzi, których autor spotkał na drodze własnego życia. Radcliffe opowiada o szczególnym znaczeniu Słowa dla całego chrześcijaństwa. Bo przecież Chrystus był wcielonym Słowem, a jego życie było ofiarą, wypełniającą dawne proroctwa, domykającą Stare Przymierze i otwierającą Nowe. Stąd też wszystko, co mówił, winno być przez nas traktowane ze szczególną uwagą. Słowa, wypowiedziane na krzyżu, ukazują, jak bliskim stał się człowiekowi Chrystus. Dzięki Niemu wiemy, że „Przebaczenie jest zawsze pierwsze. Zanim zgrzeszymy, ono już jest”. Orientujemy się, że śmierć nie jest dla nas końcem, ale – początkiem nowego, pełniejszego życia. Że nigdy nie jest zbyt późno, by zaufać Bogu i że nikt nie jest z góry „skreślony”. Chrystus łączy wszystkich ludzi, nie tylko wierzących, w coś więcej, niż wspólnotę – w jedną wielką rodzinę. A to nie jest tylko łaska i powód do radości, ale także – zobowiązanie. Bo On chce, byśmy „ugasili jego pragnienie”. Możemy to uczynić, wykonując wolę Bożą, a w chwilach słabości – powierzając swój los Bogu. Wszyscy bowiem mamy prawo do zadawania pytań, do niepewności, wątpliwości, słabości, czy nawet – do buntu w obliczu tragicznych wydarzeń, jakie wstrząsają ludzkością. Najważniejsze, byśmy jednak pamiętali, że On wciąż jest z nami i w nas oraz byśmy potrafili z Jego obecności czerpać siłę i cierpliwość w oczekiwaniu na powtórne przyjście Zbawiciela. Książka Radcliffe’a to doskonała, skłaniająca do refleksji, stawiająca bardzo ważne pytania i naprowadzająca na właściwe odpowiedzi, lektura. Każdy chrześcijanin może z niej bardzo wiele zaczerpnąć, dlatego właśnie warto po „Siedem ostatnich słów” sięgnąć zawsze, nie tylko w okresie Święta Zmartwychwstania Pańskiego.