Historia (przed)ślubna
Kłamstwa, zdrady, brak oparcia u mężczyzny – to wszystko stanowi bardzo często powód rozstania. Gorzej, jeśli takie zerwanie zdarzy się tuż przed ważnym momentem w życiu, jakim jest niewątpliwie ślub (i to własny). Wówczas serce krwawi po stokroć mocniej, a do stresu związanego z rozpadem związku dochodzi jeszcze konieczność odwołania całej imprezy i niekończące się telefony do i od rodziny.
Z tego typu sytuacją musi się uporać Ania, bohaterka książki Elżbiety Młynarczyk „Serce do wynajęcia”. Przygotowania do wesela, praca, zbliżający się wieczór panieński i typowe wątpliwości przedślubne wypełniają jej dzień, powodując, że wszystko dzieje się „na wariackich papierach”. Dlatego też, kiedy gna przez miasto i przypadkowo potrąca nieznajomego, gubiąc przy tym komórkę, nawet tego faktu nie zauważa. Nie wie jeszcze, że po szalonym wieczorze panieńskim w Cafe Porto (gdzie przy okazji znów kogoś potrąca) zmieni się całe jej życie, a tajemniczy nieznajomy będzie miał znaczący wpływ na dalsze losy.
Poranek po udanej imprezie jest niezwykle ciężki, szczególnie, kiedy w głowie rozlega się „tupot małych stóp”. A co jeśli dodatkowo, tuż po przyjęciu z okazji rychłego rozstania z wolnością okazuje się, że mężczyzna zakładający małżeńskie kajdany jest… oszustem i zdrajcą? Nie da się bowiem inaczej nazwać partnera, jeśli widzi się jego zdjęcie z roześmianą kobietą na kolanach. Ania zaczyna sobie też przypominać wszystkie dziwne zachowania Pawła, częste wyjazdy na pseudo-delegacje. Podejrzenia przyszłej mężatki potwierdza jej przyjaciółka Yvetta, opowiadając o napastliwym zachowaniu Pawła i jego niemoralnych propozycjach.
Mimowolnym świadkiem tych miłosnych zawirowań jest znalazca telefonu Marcin, który umie doskonale wczuć się w sytuację Ani, ponieważ sam został w przeszłości zdradzony. Zjawiając się w mieszkaniu z winem i komórką, pierogami czy kawą, powoli zdobywa przyjaźń dziewczyny i stanowi dla niej oparcie, którego dziewczyna niestety nie znajduje w mamie.
Przyznam się, że „Serce do wynajęcia” mile mnie zaskoczyło. Chaos, który wkradł się na początkowe strony książki, został opanowany i dalej już autorka sprawnie i bez potknięć prowadzi akcję. Można w trakcie lektury dać upust emocjom – śmiejemy się zatem i płaczemy z bohaterką, odgrażamy Pawłowi za zdradę i oszustwo, po czym wpadamy w smutny nastrój, przypominając sobie własne (często niemiłe) doświadczenia. Te wahania nastroju świadczą o tym, że Ania staje się nam bliska, jest bowiem kobietą tak jak my pragnącą miłości i ciepła domowego ogniska, choć nie zawsze wszystko układa się po jej (i naszej) myśli. Autorka, pisząc „Serce do wynajęcia”, mogłaby przytoczyć historię każdej z kobiet i dlatego też książka jest tak prawdziwa i poruszająca. Przesłanie, jakie niesie Elżbieta Młynarczyk, napawa zaś otuchą, pozwalając wierzyć, że i dla nas los będzie łaskawy, a strzała Amora ugodzi nas ponownie. Bo warto jest czekać na miłość…
( ….) Podstawowym pytaniem, na które odpowiedzieć należy jest to: jak rozumieć i z czym kojarzyć powiedzenie savoir-vivre? Wyrażenie to...