Recenzja książki: Sępy

Recenzuje: Gyero-Saski

Mam mieszanie uczucia do duetów literackich. Doświadczenie pokazuje, że zazwyczaj któryś z pisarzy jest słabszy i potrzebuje pomocy kolegi po fachu. Czasami też obydwaj są kiepscy i współpracą chcą nadrobić niedostatki talentu. W przypadku Roberta Cichowlasa i Jacka M. Rostockiego prawda leży pośrodku. Warsztatowo lepiej spisuje się Rostocki, ale koncepcyjnie obydwaj mają braki, ich opowiadania są w większości źle prowadzone, wypełniają je banalne pomysły, a stężenie głupoty i nawiązań do innych twórców przekracza akceptowalne normy. Na piętnaście tekstów zaledwie o czterech mogę powiedzieć, że mi się podobały. Zaznaczam jednak, że były co najwyżej dobre, żaden nie okazał się na tyle rewelacyjny, abym zapiał z zachwytu i zechciał je przez to polecić.

Przystępując do lektury „Sępów” spodziewałem się, że zawarte w tym zbiorze opowieści powstały w ramach kooperacji dwóch twórców – jeden rzuca pomysł, drugi go rozwija, razem siadają do pisania. Byłem zaskoczony, gdy okazało się inaczej. Tylko dwa opowiadania powstały wspólnie, reszta to samodzielne twory Cichowlasa i Rostockiego. Z tego powodu rozmywa się idea wspólnego wydawania. Nie widzę w tym sensu, tym bardziej, że obydwu panów dzieli przepaść, która poszerza się z opowiadania na opowiadanie. Gdyby tematycznie „Sępy” zmierzały w jedną stronę, jeszcze bym zrozumiał, ale oprócz klasyfikacji gatunkowej nie widzę podobieństw i niech nie zmyli was rzeźnicki asortyment na okładce. Jedynym, co może taki zabieg tłumaczyć, jest decyzja wydawnictwa (swoisty zabieg marketingowy), bowiem łatwiej zainwestować w jedną książkę i umieścić w niej dwóch pisarzy, niż ich rozdzielić, tym bardziej gdy prezentują taki poziom.

Co jest nie tak z „Sępami”? Przede wszystkim należy zacząć od warsztatu obu twórców. Jacek M. Rostocki wypada zdecydowanie lepiej niż Robert Cichowlas. Nawet gdy opowiadanie okazuje się nieciekawe, to przynajmniej nie wyrywa się włosów z głowy przez kolejne wpadki literackie. Owszem, znaleźć można zastępy zbędnych przysłówków, nadmiar strony biernej i powtórzeń, ale w ogólnym rozrachunku (oceniając płynność, konstrukcję zdań) jestem w stanie powiedzieć, że ten facet ma jakiś talent. Z kolei styl Cichowlasa to już inna bajka i to nosząca znamiona dramatu. Takiego morza przysłówków dawno nie przepłynąłem, debilne porównania gonią drętwe dialogi i śmieszne opisy, a nad wszystkim „czuwa” zbyt mały zasób słownictwa i nieustanne powtórzenia. Przeczytałem w swoim życiu dużo złej literatury, ale przyznaję, że wolałbym jeszcze raz otworzyć np. Bestię Guy’a N. Smitha, niż którekolwiek z opowiadań Cichowlasa z „Sępów”.

Kolejnym mankamentem są pomysły. We wstępie napisałem, że cztery z piętnastu opowiadań przypadły mi do gustu – „Griot”, „Höllewand”, „Pobite gary” i tytułowe „Sępy” (wszystkie autorstwa Jacka M. Rostockiego). W tym przypadku można powiedzieć, że punkt wyjściowy był oryginalny, a całość napisana dobrym, płynnym stylem. Reszta tekstów (może z wyjątkiem „Malarza”) to koncepcyjna porażka. Niektóre z pomysłów są po prostu głupie – „Życzenie”, „Kamienica na Lodowej”, „Kareta dam”, „Żerująca bestia”. Inne rażą wykonaniem, przez co w trakcie lektury zamysł się rozprasza i nie zostaje nic innego poza irytacją na końcu – „Drogowskaz”, „Armagedon twenty/twelve”, „Niemoc”, „Odnaleziona”, „Bal w Blankenese”. W kilku przypadkach mogło być przyzwoicie, lecz chęć do „twistowania”, zaskakiwania czytelnika, obracała się przeciwko twórcom, co wywoływało u mnie uśmiech politowania na twarzy i gorycz niespełnionego czytelnika w duszy.

Mankamentem najistotniejszym „Sępów” jest jednak to, że obiecują więcej, niż dają. Świetnie zaprojektowana szata graficzna, zwiastuje krwawą, przerażającą wędrówką w chore wizję autorów. Zawiodłem się przede wszystkim na braku wykorzystania obecnych na okładce eksponatów, a także na zbyt małej zawartości horroru w horrorze. Opowieści w „Sępach” są bowiem niestraszne. Liczyłem na to, że każdy z tekstów złapie część mego ciała, jak tytułowy ptak, po czym zacznie oddzielać je od kości, doprowadzając do bolesnej ekstazy. Zamiast tego większość z nich wywoływała we mnie ból innego (złego) rodzaju. Nie było w tym masochistycznej radości, a rozczarowanie fana gatunku, który dostał słaby, nierówny zbiór.

We wstępie napisałem, że mam mieszane uczucia odnośnie duetów literackich i „Sępy” utwierdzają mnie w sceptycyzmie. Zdarzają się oczywiście wyjątki (kooperacja Kinga ze Straubem, Orbitowskiego z Urbaniukiem), ale dwójka Rostocki & Cichowlas nie przekonała mnie do siebie i mam nadzieję, że nie będzie im dane przygotować kolejnej porcji opowiadań do podobnego zbioru, jak zapowiadają w posłowiu. Po prostu szkoda papieru, lepiej wznowić powieści Guy’a N. Smitha, niż wydawać prozę tych dwóch panów.

Kup książkę Sępy

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Sępy
Książka
Sępy
Robert Cichowlas, Jacek M. Rostocki
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Kyle
T.M. Piro
Kyle
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Raj utracony
John Milton
Raj utracony
Krok do szczęścia
Anna Ficner-Ogonowska
Krok do szczęścia
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy