Na pierwszy rzut oka „Sensacje z dawnych lat” mogą przerazić potencjalnych czytelników swoją objętością – to monumentalne dzieło liczy prawie dziewięćset stron. Iskry proponują odbiorcom kolejne wznowienie tomu Romana Kalety, tym samym dostarczając im mnóstwo ciekawostek, anegdot i dowcipów sprzed wieków. „Sensacje z dawnych lat” zrodziły się z fascynacji marginalnymi informacjami historycznymi oraz literackimi: to próba ocalenia kuriozów i śmiesznostek – nic więc dziwnego, że ciężka książka imponuje lekkością treści.
Podąża Roman Kaleta przede wszystkim śladem Juliana Tuwima, znanego kolekcjonera dziwności, bibliofila, szperacza-archiwisty. Podczas lektury czytelnicy będą mogli się nieraz przekonać, że to właśnie Tuwim patronuje owym niezwykłym zbiorom. Ale Kaleta sięga głębiej do historii, kontynuując tradycję prywatnych zapisków, gromadzenia plotek czy informacji. Silva rerum staje się genologicznym poprzednikiem „Sensacji”. Jest publikacja Iskier propozycją, w której każdy zainteresowany znajdzie coś dla siebie. Różnorodność tematyczna i gatunkowa wyklucza znużenie, podobnie zresztą jak kompozycja tomu. „Sensacje” to zbiór fragmentów rozmaitych: horyzontalnemu podziałowi ze względu na formy wypowiedzi towarzyszy wertykalna skala – zróżnicowanie jakościowe.
Mamy tu również do czynienia ze stałymi zmianami obiektów zainteresowania, ważna osobistość może być potraktowana jako obiekt anegdoty lub jej twórca, znajdzie się tu kilka dziełek zapomnianych przez potomnych, trochę pieprznych utworów, które do kanonów literackich nie miały wstępu, nieco płodów grafomanów, efekty literackich pojedynków, uzupełnienia dotyczące biografii, przypisy do historii, komentarze, popisy, złośliwości i informacje, do których dotrzeć można wyłącznie dzięki wnikliwym studiom źródeł z różnych epok.
Cały ten twórczy misz-masz zachwyca bogactwem podejmowanych tematów – tworzy się tym samym wizja minionych wieków jako czasów barwnych, żywych i absolutnie niestereotypowych. Wachlarz zagadnień jest w tej książce imponujący i trudno byłoby choćby wyznaczyć podstawowe obszary literackich poszukiwań Kalety: trzeba by przygotować niezwykle obszerny rejestr wątków. Na pewno jednym z podstawowych motywów będą tu sprawy związane z seksem. Pikantne fraszki i wierszyki, od których co bardziej pruderyjnym czytelnikom mogą zapłonąć policzki, to sprawa oczywista. Fragmenty pamiętników, notatek czy nawet artykułów prasowych pozwalają na subiektywne oceny znanych i nieznanych faktów. Powracają u Kalety i zabawy literackie, choćby wiadomości o akrostychach (oczywiście na mniejszą skalę niż analizy Tuwima z książki „Pegaz dęba”). Widnieją tu komentarze dotyczące lotów balonem i pierwszych skoków spadochronowych, mody i… snów, jedzenia i sportu, ortografii i długiego życia.
Sporo w „Sensacjach” historyjek bawiących do łez, a mówiących co nieco o mentalności ludzi w dawnych wiekach. Stąd opowieść o mieszczance, która siadła na łopacie i wyfrunęła przez komin, ale i zapewnienie, że „tak zwane upiory teraz się już całkiem grzecznie zachowują i już niczego tak nierozumnego nie wyczyniają, jak się dotychczas przydarzało”. Uwagę odbiorców przykuwają ciekawostki: że lipa Kochanowskiego nie istniała za czasów Ignacego Krasickiego, że najpopularniejszy twórca satyr oświecenia nie stronił od alkoholu. Rejestr kuriozów uzupełniają wymiary pięknego goździka czy publicystyczne reakcje na wieść o uchwaleniu Konstytucji Trzeciego Maja. Artyści minionych czasów prześcigać się będą w ilości literackich metafor i oczach albo… mniej cenzuralnych częściach ciała, a śmierć będzie się oswajało humorystycznymi nagrobkami.
Czytelnicy za Romanem Kaletą sprawdzą, jak społeczeństwo traktowało ludzi rudych i jaką formę w wierszach przybierały zaloty na łonie natury. Przedmiotem poznania staną się przekształcenia w polskim hymnie, wesela magnackie, dopowiedzenia do piosenki „Wlazł kotek na płotek” – nie tylko spopularyzowane przez skamandrytów pastisze. Pojawia się cała plejada sław: Mickiewicz, Fredro, Kopernik, Naruszewicz, Kościuszko… istny groch z kapustą, a przecież całość nader przyjemna w odbiorze i naprawdę wciągająca. Fortele i koncepty budzą nie tylko uznanie, ale także śmiech: trudno przecież nie ubawić się oryginalną prośbą Węgierskiego do Rogalińskiego, o pożyczenie kolaski. Pierwsza zwrotka owego szczerego dzieła brzmi: „Jeżeli bym z Pańskiej łaski / Mógł mieć na dzisiaj kolaski, / Dziękowałbym mocno za nią: / Chciałbym nią jechać do Woli, / Gdzie mi zapewne pozwoli / Miłość wleźć na pewną panią”. Czasem aż szkoda, że serwuje nam Kaleta jedynie wyimki z historii zapomnianej, chciałoby się poznać dalszy ciąg wydarzeń.
Autor „Sensacji” kontynuuje pracę archiwisty – dodajmy, że to przede wszystkim katalogowanie dziwactw i dziwności: bywa, że opatruje komentarzem konkretne wątki lub na podstawie znalezionych wiadomości tworzy minieseje na dany temat. Skrupulatnie odnotowuje też pomoc w zdobywaniu ciekawostek. Bardzo często oddaje jednak głos dawnym twórcom, przytacza cytaty (z podaniem źródła tuż pod tekstem), zestawia ze sobą co ciekawsze partie odnalezionych wierszy i notatek. Janusz Tazbir przestrzega w posłowiu, by mimo prób odtwarzania historii mniej istotnej nie traktować „Sensacji” jako ostatecznej skarbnicy wiedzy. Rzeczywiście, tom lepiej sprawdza się jako zbiór anegdot, niekoniecznie – faktów; pełni przede wszystkim funkcję rozrywkową, a nie informacyjną, ale przecież także wspomaga świadomość historycznoliteracką odbiorców, kieruje uwagę na teksty sprzed wieków.
W książce pojawiają się reprodukcje obrazów, przedstawiających bohaterów opowieści – można na przykład zobaczyć portret Stanisława Augusta Poniatowskiego w szlafroku. Dzięki owej fragmentaryzacji wiedzy i plotek, nastawieniu na część, nie na całość, książka uzyskuje dynamikę wewnętrzną: to zbiór rzeczy różnych, który nie musi być czytany linearnie. To gwarantuje satysfakcję lekturową. Ogromna publikacja kryje w sobie wiele tajemnic – można je spokojnie odkrywać i smakować. Nic dziwnego, że cieszy się uznaniem kolejnego pokolenia odbiorców. W końcu ciemna strona historii zawsze najbardziej kusi…
Izabela Mikrut