„Rosyjska apokalipsa” Wiktora Jerofiejewa jest literackim wydarzeniem, które można by, odwołując się do współczesnej leksyki marketingowej, nazwać produktem dwa w jednym. Zbiór felietonów, esejów i szkiców to z jednej strony bowiem koktajl Mołotowa, z drugiej istna zagadka Sfinksa. Skąd takie porównanie? Jerofiejew w swoich zapiskach, co zresztą pokrywa się z jego dotychczasową tendencją do skandalizowania, wytacza prowokacyjną kolubrynę sarkazmu i ironii i celuje nią, nie gdzie indziej, jak wprost w samo jądro ciemności – Rosję, rosyjskość, rosyjską nomenklaturę rządową. Aż dziw bierze (stąd ta zagadkowość), że autor listu otwartego do prezydenta Władimira Putina, który przytoczony w zbiorze figuruje pod znamiennym tytułem „Gnojenie pisarzy w sraczu”, chłoszcząc niemiłosiernie słowem najwyższe instancje publiczne, do tej pory egzystuje bez żadnego uszczerbku na duszy i ciele, że ślad po nim nie zaginął, bądź też nie spędza przymusowego urlopu „w krainie wiecznego lodu” (opisując twórczość takiego ironisty nie sposób samemu uniknąć dwuznacznego tonu). „Nie chcę być dysydentem, ale stawiacie, chłopcy sprawę zbyt ostro. Komunizmu nie dobudowano do końca, kapitalizm nie wychodzi , natomiast apokalipsę mamy pierwsza klasa”.
Oto fragment, który stał się mottem jednego z rozdziałów książki. Zwróćmy uwagę na jego kompozycję. Pomimo unoszącej się nad omawianym tu fragmentem jak i pozostałymi tekstami wielopostaciowej aury ironii, począwszy od tej historycznej, gorzkiej, aż po sytuacyjną, emanującą kpiarskim tonem, która sugerowałaby perspektywę subiektywistyczną, autor wypowiada się z pozycji locus obiectivus. Przestrzeń dyskursu, zbudowanego przez twórcę „Życia z idiotą”, jest ponadto szalenie zintelektualizowana, operuje się tu wyrafinowanymi chwytami retorycznymi, pośród których króluje aluzja, metaforyka, czasem zaś podstępna erystyka, zakamuflowana „niewinną” egzemplifikacją.
Chcąc powiedzieć cokolwiek o tematyce zaprezentowanej tu książki, warto w pierwszym rzędzie przyjrzeć się samemu jej tytułowi. Jerofiejew, wdziewając akcydentalnie szatę ewangelicznego wizjonera, osiodławszy wykreowane przez siebie cztery apokaliptyczne konie, stwarza własny obraz zmierzchu mocarstwa, którego zgubę upatruje w panimperializmie, wódce, pogardzie dla człowieczeństwa i samouwielbieniu, przybierającego różne formy, w zależności od historycznych uwarunkowań. „Rosyjska apokalipsa”, podobnie jak inne książki Jerofiejewa, wymaga niesamowitego zaangażowania intelektualnego odbiorcy. Nie mam tu tylko na myśli wiedzy stricte merytorycznej, ale pewnej chwytkości i detektywistycznej bystrości w łowieniu, wspomnianych już, dyskretnie przepływających w tekście mgławic aluzji i niedopowiedzeń. Jednoznacznej interpretacji uchyla się tu zwłaszcza cykl dialogowanych grotesek zatytułowany „Mówiący koń, czyli Krytyka apokalipsy rosyjskiej”, oparty na rozmowie autora ze zwierzęciem o aktualnych i historycznie dalekich wydarzeniach, dotyczących wprost bądź też ściśle związanych z tematem Rosji. Istotę i wagę zaprezentowanych w ich obrębie polemik przekreśla ironicznie zabarwiony epilog zarówno tego cyklu, jak i całego zbioru: „- No i co, postawiłeś krzyżyk na Rosji? – zapytał mówiący koń. - Chodź, szkapo, lepiej na wódkę.” Dziwnie znajome zakończenie…
Czyż bowiem pogrzebanie ozdrowieńczych idei w wódczanym zapomnieniu nie jest tu echem chocholich pląsów na bronowickim gumnie?
Anna Kołodziejska
Książka jest reprezentatywnym, autorskim wyborem twórczości nowelistycznej Wiktora Jerofiejewa (ur. 1947), współczesnego pisarza rosyjskiego...
Współczesna baśń dla literackich koneserów Różowa mysz najnowsza powieść Wiktora Jerofiejewa to groteskowa bajka, a raczej rodzaj okrutnej baśni,...