Do podstawowych chwytów satyrycznych należy odwrócenie znanej konwencji bądź tez jej modyfikacja. Odwoływanie się do powszechnie kojarzonych motywów pozwala rozśmieszać, ale i interesować, intrygować czytelników. Tym sposobem posłużył się Marcin Pałasz pisząc bajkę „Ptaś i Miałgosia”.
W każdej bajce musi znaleźć się jakiś czarny charakter. U Marcina Pałasza jest to Pani Minister. Rozwrzeszczana i brzydka, chce wyciąć las i wybudować na jego miejscu wielką, szarą, dymiącą fabrykę. Żeby móc zrealizować swoje plany, porywa profesora Zweisteina, kusi go truflami i próbuje zmusić do pracy.
Nic dziwnego, że mieszkające w lesie zwierzęta postanawiają ratować swój dom i więzionego profesora – do Miasta ma wyruszyć mały dzięcioł – Ptaś i stara kotka, Miałgosia. Wyprawa sama w sobie jest bardzo niebezpieczna – a jeszcze Ptaś boi się, że zostanie przez towarzyszkę podróży zjedzony… Sprytne zwierzęta ogłaszają jednak kategoryczny zakaz zjadania się komandosów. Zresztą, Miałgosia i tak jest na diecie.
Misja, po wielu zabawnych perypetiach, kończy się sukcesem: Pani Minister składa samokrytykę i oddaje się dobrowolnie w ręce policji, rezygnując z zadymiania miasta i zatruwania czy wycinania lasu. Zwierzęta mogą wracać do domu.
W książce Marcina Pałasza (a raczej w książkach, bo przecież „Ptaś i Miałgosia” to nie pierwsza opowiastka tego autora) cechą dominującą jest humor. Słowa niosą uśmiech – to przesłanie pojawia się w opowieści bez przerwy. Poza głównym wątkiem fabuły istnieje naprawdę wiele skrzących się śmiechem aluzji, dowcipów i komicznych scenek. Ptaś chciał przekazać kornikom za pomocą alfabetu Morse’a wiadomość: „Drzewo się pali. Wychodzić natychmiast”. Rozdziobywana omyłkowo przez starą i ślepą wronę dżdżownica, a raczej Baronowa von Dżdżownitz, odradza się – pod koniec bajki są już trzy baronowe, które wszystko rozstrzygają przez głosowanie. Podobnych sytuacji bawiących szczerze nie tylko najmłodszych jest w książce dużo więcej. Marcin Pałasz postawił na radość – i właśnie ta radość jest nadrzędnym elementem bajki. Choć czasem zwierzęta boją się siebie nawzajem, czasem wpadają w tarapaty, to przecież przyjaźnią się i kochają, cały czas ujawniając wybitne poczucie humoru.
W bajce mieści się też dość ostra krytyka świata dorosłych ludzi (u nich „wszystko musi trochę potrwać. Gdy któryś z nich wpada na jakiś pomysł, na przykład żeby wybudować autostradę, to od razu zaczynają się kłócić”), świata polityki („bo ci, którzy rządzą, pewnie mają problemy z mózgami (…). Tym, którzy umieją pracować, wcale nie zależy na władzy”). Biuro to „miejsce, gdzie ludzie przychodzą co rano, potem siedzą tam, piją różne płyny, dużo mówią, produkują mnóstwo zapisanych papierków i wyrzucają drugie tyle innych papierków. A potem idą do domu”.
Króluje tu dowcip sytuacyjny i komizm opisu. Kiedy zwierzęta pochowały rozdziobaną baronową, nie spodziewały się jej odrodzenia. Na widok wychodzącej spod ziemi dżdżownicy uciekły. Tylko dzik Dzikus „wybrał wyjście kompromisowe, czyli położył się (…) i postanowił udawać zemdlonego w nadziei, że zwłoki baronowej ominą go i pójdą sobie gdzie indziej”. Humor jest ciepły, przesyca książkę na wskroś, pozwala zapomnieć o problemach.
„Ptaś i Miałgosia” to bajka, która przede wszystkim ma bawić i tę funkcję spełnia znakomicie. W drugiej kolejności porusza ważne problemy cywilizacyjne (na potrzeby opowiastki dla dzieci znacznie uproszczone i schematyczne). Z pewnością przy tej historyjce nikt nie będzie się nudzić.
Te święta Duży i Młody spędzają u cioci Ewy pod Wrocławiem. Gości tam również wujek Stefan - schorowany, starszy pan, któremu pomaga pielęgniarka Tarja...
Wakacje nad morzem są okazją do tego, by wiele się nauczyć, szczególnie jeśli ma się tatę, który potrafi z dzieciakami zbudować zegar słoneczny...