Styl alpejski w Himalajach
Biografia, nie-biografia. Wspomnienia, choć nie tylko i nie do końca wspomnienia. Przeżyć dzień jak tygrys Johna Portera nie jest łatwą do sklasyfikowania książką. To opowieść o człowieku, ale z szeroką panoramą otoczenia, świata, ducha czasów. To wspomnienia, ale dopełnione szerszymi refleksjami. To przemyślana forma i narracja, a nie zapiski „na szybko", pod wpływem natchnienia przez osobę nienawykłą do pisania. To tekst dopracowany i dojrzały.
John Porter - alpinista brytyjski amerykańskiego pochodzenia - poświęca swoją książkę postaci Alexa MacIntyre, jednego z najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych propagatorów stylu alpejskiego w Himalajach. Postaci nietuzinkowej w i tak pełnym niezwykłych osobowości światku ludzi uprawiających wspinaczkę wysokogórską. Tragicznie zmarły w 1982 roku 28-letni Alex (poniósł śmierć w czasie wspinaczki na Annapurnę, uderzony spadającym kamieniem) jest zarazem głównym bohaterem książki, jak i swoistą inspiracją do spojrzenia po latach na szereg zjawisk, które pojawiły się w niezwykłym w przełomowe wydarzenia okresie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. To próba osobistej analizy tego, co się wtedy działo zarówno pod względem ludzkim, jak i technicznym czy technologicznym. Osobiste spojrzenie na Alexa i ludzi z którymi wspinał się, przyjaźnił, konkurował. Na świat ludzi próbujących wytaczać nowe drogi i nowe sposoby dotarcia na ośnieżne szczyty.
Nie jest to lektura łatwa dla laika, wkraczającego w świat historii wspinaczki wysokogórskiej. Dużo tu nazwisk, dat, miejsc, detali. Z drugiej strony jest to dobre wprowadzenie w atmosferę tamtych lat, w przemiany, w których John Porter miał udział i które nie tyle obserwował, co których często osobiście doświadczał. Autor najwięcej miejsca poświęca Brytyjczykom, którzy w opisywanym okresie odnosili spore sukcesy na scenie wspinaczkowej. W książce zawarte są obrazy przedstawiające wielu wybitnych himalaistów, w tym również Polaków, którzy mieli swój wkład w historii zdobywania największych i najtrudniejszych do pokonania szczytów świata. Polskie wątki mają też tę wartość, że pokazują, jak widzieli znane u nas postacie ich koledzy i konkurenci z Zachodu. Jak postrzegali uwarunkowania geopolityczne, źródła siły i słabości oraz sukcesy kolegów zza Żelaznej Kurtyny.
Lekturę książki czyni atrakcyjną także świetny, malowniczy styl Portera. Książki pełna jest dialogów, urozmaicana licznymi fotografiami głównie z kolekcji autora. Pisze on o tym, co sam przeżył, ale - co wcale nie jest zbyt częste - potrafi to ująć w słowa, we frapującą, nietuzinkową formę. Można powiedzieć, że maluje słowami. Czytając kolejne akapity, łatwo możemy sobie wyobrazić dane miejsca, sytuacje, zdarzenia. Możemy poczuć ich atmosferę. Oczywiście, jest w tym wszystkim coś bardzo subiektywnego, ale z pewnością taki przekaz lepiej trafia do czytelnika niż suche, pozbawione dodatku swoistej poetyki fakty.
To, że Porter napisał tę biografię spory kawałek czasu po śmierci przyjaciela, ma swoje wady i zalety. Może powodować, że pewne opisy są mniej wiarygodne, bo oparte na zawodnej pamięci. Dialogi mogą bardziej oddawać ducha tego, co się wtedy działo, niż rzeczywiste słowa, jakie wówczas padały. Z drugiej strony - refleksje są z pewnością ciekawsze, opierają się bowiem nie na wciąż świeżych emocjach, lecz na zdrowym dystansie, który przynosi upływ czasu, przemyślenia i doświadczenie. Tę książkę można nazwać hołdem dla stylu alpejskiego we wspinaczce wysokogórskiej, hołdem dla tych, którzy wykonywali kolejne kroki naprzód, nierzadko kończąc życie w ukochanych górach.
Warto powiedzieć o wysokim - jak zwykle w przypadku wydawnictwa Annapurna - poziomie edytorskim publikacji Przeżyć dzień jak tygrys. Dość ciężką - za sprawą papieru i liczby stron - książkę bierze się z przyjemnością do ręki. Cieszy oczy i świetnie uzupełnia przyjemność lektury jakością wydania.