Rzym to jedno z tych miejsc, gdzie turyści przybywają niezmiernie licznie, niezależnie od pory roku… i od czasów w jakich żyją. Przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, jednej z najwspanialszych metropolii starożytnego świata. Ray Laurence wykorzystał ten fakt tworząc książkę o stolicy Cesarstwa w 300 roku n.e. w postaci przewodnika turystycznego dla ‘barbarzyńcy’.
Ta forma właśnie sprawia, że całość jest niezmiernie ciekawa i wyróżniająca się z setek innych pozycji o starożytnym Rzymie. Laurence nie pomija niczego - całość podzielona jest na 6 działów: tło historyczne, miasto Rzym, okolice, rozrywka za rozsądną cenę, czy nawet praktyczne wskazówki i informacje dodatkowe. Znajdziemy tu mały słowniczek najważniejszych w podróży zwrotów po łacinie (w tym „Nie okradaj mnie”, czy „naprawdę dużo pijesz”), mapki, wskazówki dotyczące zachowania na przyjęciach czy odpowiedniego ubioru… Często autor puszcza oko do czytelnika, ‘przypuszczając’ że, na przykład, pismo łacińskie się upowszechni także poza Imperium, albo że chrześcijaństwo zyska sobie dużą popularność. Czasem to porozumiewawcze mrugnięcie staje się tikiem nerwowym, bo Laurence skupia się właśnie na chrześcijaństwie i pomija inne, równie w tym czasie popularne religie, a ‘narzekając’ na opór wyznawców Jezusa zapomina o innych, równie ‘kłopotliwych’ sektach.
Laurence ma też problem z odbiorcą – choć jest to niby przewodnik z 300 r. n.e. pisany dla ludzi z tamtego okresu i wszystkie formy są w trybie rozkazującym („wynajmij jedną z łodzi”), ciągłości takiego stylu nie zachowują stwierdzenia „choć nie wymyślono jeszcze…”, Autor ma także problem z czasem – niektóre opisywane przez niego wydarzenia pochodzą z czasów późniejszych, a także przykłada niewłaściwą miarę ważności wydarzeń i plotek miejskich. Bierze wszystko z punktu widzenia współczesnego historyka, który ostrzega przed planami przewrotu w kręgach władzy, a nie tamtejszego autora przewodników. Chociaż oczywiście trudno jest to brać mu za złe, Laurence i tak wykonał kawał dobrej roboty, to jednak jest to rozczarowujące.
Przydałaby się także porządna mapka. Kilka małych, wyblakłych przedstawień Rzymu i okolic jest albo zbyt małe i ogólne, albo mało czytelne… Choć i tak laury zbiera przedstawienie centrum Rzymu z legendą od wielkiego A do małego k, zajmujące półtorej strony, gdzie wiele budynków znajduje się na łączeniu stron, tak że albo czytelnik obejrzy mapkę, albo będzie miał książkę w całości. Wydrukowanie jej na osobnej kartce i dodanie do „Przewodnika…” jako wyciąganej wkładki podniosłoby znacząco walory całego dzieła.
Nie zmienia to jednak faktu, że całość jest ciekawa i warta obejrzenia. Spodoba się miłośnikom starożytności i historii powszechnej, ale także ludziom Rzymu po prostu ciekawych. Jest napisana z lekkim humorem, ale to nie pastisz ani parodia – fakty historyczne wydają się być sprawdzone, choć wątpliwości autora do rzetelności informacji nie są w żaden sposób zaznaczane. Czyta się całość przyjemnie, choć nie polecam połykania jednym ciągiem w czasie podróży pociągiem – jest to raczej książka do otworzenia na dowolnej stronie i przejrzenia.
„Przewodnik po starożytności. Rzym i okolice” to ciekawostka, którą warto przeczytać. Choć nie wnosi nic nowego, jej forma sprawia, że zainteresować powinna każdego, nawet jeśli uważa historię jedynie za niepotrzebny wypełniacz czasu w szkole.