Po dwóch rewelacyjnych powieściach dla młodzieży („Amelki”, jako książki dla dzieci, nie liczę), Katarzyna Majgier znacznie obniżyła poziom – „Przebój na pięć” już nie zachwyca tak jak „Trzynastka na karku” czy „Marzycielki”, jest tomem zdecydowanie słabszym. Da się czytać, ale już bez takich rewelacji jak w debiucie. Kiedyś musiało przyjść załamanie formy – ufam, że to jedynie chwilowe.
„Przebój na pięć” to historia dziewczyn, które chcą zaistnieć na scenie muzycznej. Żeby pokazać się światu zakładają zespół, chociaż każda z nich preferuje inny rodzaj muzyki i ma inny charakter. Karolina o byciu piosenkarką marzy od dziecka. Udział w programie telewizyjnym „Młodzi geniusze” nie kończy się dla niej pomyślnie – dziewczyna przyznaje się do swojej wizji przyszłości, co dla jej rodziny, bliskich i widzów programu staje się przyczyną drwin. Wszyscy młodzi geniusze chcieliby naprawiać świat – tylko Karolina szczerze poinformowała, czym naprawdę ma ochotę się zajmować. Pamięć o tym wydarzeniu wpędza dziewczynę w coraz większą tremę i pogłębia jej kompleksy. Do zespołu trafia też Agata – dziewczyna energiczna, rezolutna i… niemiłosiernie fałszująca. Jest i Lena, córka umuzykalnionej Rosjanki. Sara słucha tylko metalu i chciałaby nazwać zespół „Tracheotomy”. Iza to wyniosła dziewczyna, która chce być gwiazdą. Nad tak skomplikowanym tworem opiekę sprawuje Przemek, kolega z klasy Karoliny i samozwańczy menadżer zespołu. Grupa musi przezwyciężyć wszelkie wewnętrzne konflikty, jeśli chce wygrywać lokalne konkursy. Ale jak to zrobić, skoro spór o nazwę trwał przez pół roku?
Ta książka nadawałaby się idealnie na scenariusz młodzieżowego serialu, serialu zbliżonego do rozwiązań z kina familijnego. Wtedy obroniłaby się bez trudu. Jako powieść jest zbyt przegadana i nudnawa. W dodatku cały ciężar narracji spoczywa właściwie na dialogach, mało odkrywczych, przewidywalnych i często powtarzających treść z innych partii książki. Błędem autorki są także dialogowe rozstrzygnięcia: niejednokrotnie wydaje się, że bohaterki podporządkowują swoje kwestie puencie scenki, tak prowadzą dyskusję, by ta dobra mogła na końcu bez trudu odeprzeć ataki. Owszem, to wygodne dla autorki, ale mniej wygodne dla czytelniczek, które nie dość, że domyślą się zakończenia dialogu od razu, co odbierze im przyjemność lektury, to jeszcze nie będą mogły wykorzystać literackiej podpowiedzi jako ciętej riposty na szkolne pyskówki. Bo trudno przypuszczać, by „życiowe” rozmówki były aż tak tendencyjne.
Widać, że Majgier pisała większość dialogów od końca – wymyślając najpierw punkt docelowy i uparcie, z całej siły do niego dążąc. W poprzednich tomach siłą autorki były opisy. Tu ich zabrakło, a kiedy już się pojawiały, to wydawały się mocno niedopracowane, z błędami stylistycznymi i bez wewnętrznego uroku czy impetu. Powiem inaczej: w porównaniu z poprzednimi książkami tej autorki, „Przebój na pięć” wypada bardzo blado. Może rozpatrywany jako wyizolowana powieść, mógłby się spodobać niewymagającym nastolatkom. Czytelniczkom, które sięgną po ten tom z nadzieją, że powtórzy autorka „poetykę” poprzednich historii, pozostanie raczej uczucie mocnego niedosytu. I nadzieja, że Majgier poprawi styl w kolejnej książce – bo przecież „Przebój na pięć” absolutnie jej nie dyskwalifikuje.
Bardziej niż młodzieży spodoba się ta książka dzieciom – tym nie przeszkodzi prosty język, mnóstwo dialogów i tendencyjność – młodsi odbiorcy z lektury rzeczywiście czerpać będą mogli przyjemność. Starszym być może przydadzą się porady dotyczące świata show-biznesu czy ogólne przesłania powieści. Pod względem użytkowym „Przebój na pięć” spełni swoją funkcję. Literacko jest słabszy. Pytanie, z czego to wynika – czy z pośpiechu w pisaniu, czy z braku dopracowanego pomysłu na książkę. Każdemu autorowi może się zdarzyć powieść mnie dobra – wierzę jednak, że już w następnej powieści Katarzyna Majgier powróci do stylu, do którego nas już przyzwyczaiła.
Misiek, inteligentny sześciolatek, próbuje za wszelką cenę znaleźć cierpliwego słuchacza, któremu będzie mógł opowiedzieć swoje historie...
Siedemnastoletnia Vanessa wychowała się w kiosku z gazetami. Nauczyła się czytać z gazet i czerpać z nich wiedzę o świecie, czyli modzie, urodzie, luksusowych...