Mordercy, oprawcy, kaci. Zabijający w sposób przemyślany, pod wpływem chwili, w afekcie. Świat roi się od odszczepieńców, których chore umysły działają na zupełnie innych zasadach niż mózgi normalnych ludzi. Wychodząc z takiego założenia, dojść można do wniosku, że nigdzie nie jest bezpiecznie, a człowiek zawsze powinien oglądać się kilka razy za siebie. Przecież w każdej chwili ktoś może go zabić. Jednak większość mieszkańców ziemskiego "łez padołu" nawet nie zdaje sobie sprawy z czających się tuż za rogiem niebezpieczeństw. Czy słusznie?
Aurora Teagarden zdecydowanie zalicza się do osób rozpoznawalnych. Choć w miasteczku takim jak Lawrenceton w stanie Georgia niewiele osób można zaklasyfikować inaczej. Mieścina jest niewielka, więc ludzie w niej mieszkający nie mają większych problemów ze stwierdzeniem, kto jest kim, kto gdzie mieszka i kto z kim żyje. „Popularność” Aurory zrodziła się z kilku czynników. Pierwszym i podstawowym jest jej dość niespotykane imię, za którym dziewczyna zresztą raczej nie przepada. Większość znających ją ludzi zwraca się do naszej bohaterki per "Roe". Drugim czynnikiem są jej rodzice – znana wszystkim pośredniczka nieruchomości Aida i ojciec, który, gdy znudził się rodziną, spakował swój dobytek i wyjechał tak daleko, jak tylko mógł. Oczywiście, wcześniej zdążył się rozwieść, a chwilę później poznał kobietę swojego życia, z nią zaś wszystko poukładało mu się jak w najwspanialszych marzeniach. Trzecim i zdecydowanie najważniejszym czynnikiem jest członkowstwo dziewczyny w raczej niezwykłym przedsięwzięciu mieszkańców Lawrenceton, jakim jest organizacja "Prawdziwe morderstwa". Nietrudno się domyślić, czym owo stowarzyszenie się zajmuje. Raz w miesiącu, grupka „miłośników” spotyka się, by omówić dzieło jakiegoś mordercy. Członkowie dyskutują o jego motywach, analizują miejsce zbrodni oraz sposób wybierania przez mordercę ofiar - oczywiście, gdy policji nie udało się tego ustalić - oraz dywagują nad tym, kto zabił. Każdy członek grupy ma swoje preferencje, a - co za tym idzie - i zbrodnię, na której skupia swe badania. Taka specjalizacja sprawia, że człowiek ten staje się prawdziwą encyklopedią informacji na dany temat.
Pewnego piątkowego wieczora przyszedł czas na prezentację Aurory. Dziewczyna miała dość spore szczęście podczas losowania tematu wystąpienia, trafiła jej się nie lada gratka. Tym razem jej zadaniem było przedstawić sprawę Wallace’a, która, choć jest zbrodnią popełnioną na terenie Anglii, została wyjątkowo obszernie udokumentowana. Dzięki temu Roe mogła rzetelnie się przygotować i podczas wystąpienia zabłysnąć. Cały dzień czuła ogromne podekscytowanie i na długo przed wyjściem z domu była w pełni gotowa. W końcu nadeszła odpowiednia godzina i Aurora wyruszyła do VFW Hall, gdzie odbywały się spotkania "Prawdziwych Morderstw". Na miejscu panowała wyjątkowo dziwna atmosfera, w powietrzu Roe wyczuwała niebezpieczeństwo, chociaż w zasadzie nie wiadomo, dlaczego. Przechodząc obok niemal zabytkowego aparatu telefonicznego, dziewczyna pomyślała, że szczytem wszystkiego byłoby, gdyby ten zadzwonił. Właśnie w tym momencie telefon, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożył, a dźwięk dzwonka wypełnił ciszę. To zresztą nie było najgorsze. Rozmówca zapytał o Julię Wallace, ta zaś… była ofiarą, o której tego dnia opowiadać miała Aurora. Panika wstrząsnęła ciałem głównej bohaterki i - jak się miało później okazać - nie był to ostatni raz, gdy dziewczyna przeżyła szok. Ten jeden telefon rozpocznie cykl, wydawać by się mogło, niekończących się mordów, wzorowanych na dawnych zbrodniach, jakie wstrząsną tym niepozornym miasteczkiem. Czy skromnej bibliotekarce uda się odkryć, kto stoi za tymi morderstwami? Czy wśród otaczających ją osób czai się psychopata? Czy jest bezpieczna? Jak zakończy się ta niesamowita historia? By się tego dowiedzieć, należy sięgnąć po najnowszą powieść Charlaine Harris, zatytułowaną Prawdziwe morderstwa.
Niesamowita atmosfera książki wyczuwalna jest już od pierwszych zdań powieści. Bohaterka, bardzo sprawnie skonstruowana przez autorkę, ma w sobie coś, co sprawia, że czytelnik niemal natychmiast utożsamia się z nią. Zarówno jej poczucie humoru, jak i umiejętności logicznego myślenia to spore walory tej powieści, którą czyta się w zasadzie jednym tchem. Oczywiście, są i momenty słabsze, fragmenty, w których Charlaine Harris zanadto skupia się na przydługim opisie, zamiast przejść do sedna sprawy. Nie umniejsza to jednak walorów samej historii, która z pewnością przypadnie do gustu wielu czytelnikom. Choć Prawdziwych morderstw nie można nazwać mrożącym krew w żyłach kryminałem czy spełnieniem marzeń wielbiciela powieści grozy, to zdecydowanie można się przy tej pozycji dobrze bawić. Powieść ta jest również wspaniałą pożywką dla umysłu, który nieźle się natrudzi podczas odgadywania, kto stoi za kolejnymi zbrodniami. Książka to bez wątpienia warta polecenia - i przeczytania.
Martwi leżą dosłownie wszędzie. Harper wyczuwa ich grobowym zmysłem. Harper zarabia na życie czymś w rodzaju słuchu i węchu, ale...metafizycznego. ,,Czuje"...
Wybierz się do niewielkiego teksańskiego miasteczka, do którego pasują jedynie obcy, w pierwszym tomie serii paranormal mystery autorstwa Charlaine...