Są książki, wobec których różnej maści krytycy próbują uparcie stosować określenie „dla całej rodziny” lub „znakomita dla każdego”. Efektem takich „kampanii reklamowych” jest to, że rekomendowanych książek nie czyta potem nikt... Adam i Ewa są – można rzec – doskonałym małżeństwem. Ona ma bardzo dobry zawód, on wielkie szanse na otrzymanie stanowiska szefa firmy. Zarabiają doskonale, mają własny dom, trochę ponad trzydzieści lat i – zgodnie z planem, jaki dawno temu ustalili – oczekują teraz tylko dziecka. Chcą wysłać je do najlepszej szkoły, zapewnić mu wszechstronne wykształcenie, zafundować lekcje tańca i muzyki. Wszystko po to, by było szczęśliwe i „godne” tak wspaniałych rodziców. Tymczasem pojawia się ONA. Tytułowa „poczwarka” – dziecko z mongolizmem – zespołem Downa. Początkowo pod wpływem Adama, decydują się zostawić dziewczynkę w szpitalu lub oddać do specjalnego zakładu. Później jednak Ewa zmienia zdanie. Poczwarka (potem nazwana „Myszką”) niszczy ich sterylny dom – nie pasuje do niego. Niszczy także dom w znaczeniu szerszym – rodziny. Adam stopniowo oddala się od żony, próbuje obarczać ją „winą” za chorobę ich dziecka. Czy raczej – jej dziecka, bo sam stara się unikać Myszki, gdy tylko może. Jednak nie decyduje się na rozwód – to mogłoby zaszkodzić mu w oczach kolegów z pracy, a tym samym przeszkodzić w dalszej karierze zawodowej. Ewa stopniowo godzi się z losem. Powoli uczy się komunikować z Myszką, dowiaduje się też coraz więcej o jej chorobie. Kocha córkę całym sercem i stara się – na ile to możliwe – pomóc jej w możliwie największym zbliżeniu się do normalności. Jednak przypadek dziecka wydaje się szczególnie trudny – „Poczwarka” nigdy nie będzie normalnie mówić, biegać jak inne dzieci. Ewa, pozostająca stale do dyspozycji dziecka, skrajnie wyczerpana, bardzo często traci cierpliwość, denerwuje się, krzyczy. Mimo wszystko, nie potrafi przebić się przez skorupę fizycznej ułomności córki i dostrzec tego, co tkwi w jej głębi. Czyta, lecz nie pojmuje, że w dzieciach, dotkniętych zespołem Downa, tkwić może ogromne bogactwo wewnętrzne, skarb głębokich przeżyć, niewyrażonych emocji. Nie rozumie też, dlaczego dzieci te często nazywane są „Darami Boga”, które obdarowani rodzice mogą przyjąć – lub odrzucić. Nie twierdzę, że sam rozumiem. Nie wiem także, czy przyjąłbym taki dar i czy potrafiłbym go potem przechować. Wiem tylko, że dzięki Terakowskiej jestem bliższy prawdy. Wiem też, że nigdy o dziecku z zespołem Downa nie powiem, że jest „nienormalne” – lecz raczej „niezwykłe”. Że nigdy nie spróbuję śmiać się, ani też okazywać współczucia ich rodzicom – bo i jedno, i drugie może być równie bolesne. O „Poczwarce” – powieści Terakowskiej też już trochę wiem. Po pierwsze – bez jej lektury byłbym może nie tyle uboższy, co w pewien sposób – upośledzony. Po drugie – tydzień wcześniej czytała ją moja kilka lat młodsza znajoma i była pod ogromnym wrażeniem. Dzień później w pracy krótki fragment przeczytała przyjaciółka mojej matki – i błagała mnie o pożyczenie. Tydzień później moja babka przeczytała „Poczwarkę” w pół dnia... Wiem też, że na honorowym miejscu w mojej domowej biblioteczce stoi dziś nowe wydanie „Poczwarki”. I że nigdy nie napiszę, że to książka „znakomita dla każdego”. Ot, na wszelki wypadek...
Ewa jest żoną lekarza i spodziewa się dziecka . Wiedziona tajemniczym impulsem, zjada w nocy korzeń nieznanej rośliny. Gdy Jonyk liczy trzy miesiące, w...
Niezwykłe felietony Doroty Terakowskiej, pełne ciepła i życiowej mądrości....