Spełnienie marzeń lądowego szczura
Każdy w dzieciństwie chciał być... strażakiem, odkrywcą, kosmonautą, lekarzem, żołnierzem? Oczywiście, że nie. Nie każdy pragnął być fachowcem w którejś z wymienionych specjalizacji zawodowych. Raczej niewielu chciało też być groźnymi piratami, łupiącymi statki handlowe czy Wikingami, znanymi bardziej z grabieży niż z umiejętności handlowych. Częściej chłopcy i dziewczynki chcieli być piratami, przeżywającym niesamowite przygody i zwiedzającymi ogromny kawał świata. Na szczęście w książce Piraci z naszej ulicy nie chodzi o tych prawdziwych piratów - morskich rozbójników, z wielką wprawą wysyłających innych na tamten świat i kradnących cudze dobra. Chodzi o wymarzonych, wymyślonych piratów, którzy pewnego dnia zjawili się w Nudzie Morskiej na czas remontu swojego steranego sztormami statku. Jak się zjawili? Tego dokładnie nie wiadomo - prawdopodobnie na życzenie nie całkiem maciupkiej Matyldy, dziewczynki stęsknionej za jakąś odmianą w zasolonej nadmorskiej monotonii. W każdym razie piracki statek stanął vis-a-vis jej domu przy ulicy Stu Czarnych Pereł. Zamieszkały był przez familię piratów, rodzinę Jolley-Rogers: mamę, tatę, dziadka, pirackiego smyka Jima i jego młodszą siostrę. Matylda była zachwycona, mieszkańcy Nudy - trochę mniej. Plotka do plotki i z małego ziarenka niepewności wyrosła spora niechęć. Piraci byli inni i wnosili swoją wyróżniającą się inność w uporządkowany świat małego miasteczka. Jak twierdzili: Bo nam nie trzeba lądowych wygód, tylko ryzyka, sztormów i przygód, i walk na miecze, i dziur w ubraniach, i... i... olejku do opalania. I, jak to w życiu nie tylko marzeń sennych bywa, cała ta wrogość znikła dość nagle, jak za dotknięciem złotej monety. Kiedy? Gdy piraci, odpływając na sobie tylko znane morskie akweny, pozostawili coś mieszkańcom. Co? Odpowiedź kryje się w książce.
Czasami ktoś może się nam wydawać okropny, bo jest inny. Czasami możemy bać się tego, co zaburza spokój może i nudnej, ale za to bezpiecznej monotonii. Czasami mogą istnieć całkiem solidne podstawy takich zachowań. Ale przecież nie zawsze. Piraci z naszej ulicy są bajką - bajką z morałem. Bajką zabawnie napisaną i świetnie zilustrowaną przez rdzennego Walijczyka, Jonny’ego Duddle`a. Tekstu jest w książce proporcjonalnie niewiele. Hasa w strofach po rysunkach lub ściska się w komiksowych dymkach. Uwagę przykuwają przede wszystkim duże, całostronicowe barwne ilustracje. Użyte kolory są mocno nasycone, detale - dopracowane, na ilustracjach grają światło i cienie. Można mówić o przerysowaniu sytuacji i postaci, okraszonym jednakże łagodnym, trochę ironicznym humorem. Lekturę urozmaicają nie tylko ilustracje, ale też kilka sprytnych pomysłów na układ książki. Autor chętnie korzysta z pomysłów stosowanych w komiksach, które nadają całości dynamikę. Opowieść jest zgrabnie zrymowana, w czym duża zasługa polskiej tłumaczki. Książka wydana została z dużą dbałością o jakość, o szczegóły. To propozycja w sam raz dla małych - ahoj! - piratów.
Uwaga, szczury lądowe, nadciąga piracka rodzina Jolley-Rogers! Jonny Duddle, znakomity rysownik i autor książek, zaprasza do pełnego humoru i zabawnych...
Uwaga, szczury lądowe, nadciąga piracka rodzina Jolley-Rogers! Jonny Duddle, znakomity rysownik i autor książek, zaprasza do pełnego humoru i zabawnych...