Pierre Gripari proponuje młodym czytelnikom zbiorek prostych i często mocno absurdalnych historyjek, które przypominają uwspółcześnione baśnie, czerpiące, owszem, z tradycji, ale też zaskakujące. Tomik „Opowieści z ulicy Broca” to zestaw krótkich bajek pisanych – jak tłumaczy autor – razem z dziećmi. Historie, którym mali współtwórcy nadają niepowtarzalne brzmienie, przypadną zatem do gustu odbiorcom, wyzyskują bowiem elementy wyobraźni dzieci, dynamizm i pomysły iście baśniowe.
Pan Piotr to dziwny kawaler. Kiedy pojawia się na ulicy Broca (a tej ulicy próżno szukać na mapach Paryża, by ją znaleźć, trzeba przejść na inną płaszczyznę czasoprzestrzenną), tylko dzieci wiedzą, że naprawdę jest on starą czarownicą. Nie przeszkadza im to w podjęciu zaproponowanej im zabawy. Razem zaczynają wymyślać rozmaite historyjki. Z „Opowieści z ulicy Broca” dowiemy się na przykład, jak czarownica ma się stać młoda i piękna i jaką rolę pełni w tym procesie dziewczynka w sosie pomidorowym. Pojawi się olbrzym w czerwonych skarpetkach i język chiński, w którym wszystko można powiedzieć jednym zdaniem. Pojawi się i małżeństwo butów, czy czarodziejska wszystkowiedząca lalka. W tych opowieściach pani ziemniakowa marzy o tym, by zostać frytką.
Autor pod wpływem dziecięcych podpowiedzi wpisze w historię świata generała Tereferekuku. Przedstawi nietypową relację z życia dwóch sióstr i daru, którym wróżka wpłynęła na ich życie. Czytelnicy poznają również perypetie diabełka, pragnącego być dobrym i czarownicy z szafy na szczotki, księcia zakochanego w syrenie oraz skąpca, liczącego złoto nawet po swojej śmierci. Całość kończy przygoda świnki, która połknęła gwiazdę. Bywa Pierre Gripari skandalistą, zwłaszcza przy poruszaniu wątków religijnych. Przepowiada kres chrześcijaństwa, a bohaterami swoich opowiadań, obok czarownic i innych postaci ze świata fantazji, czyni Boga, Jezusa czy papieża. Papież ma możliwość dzwonienia do Najświętszej Marii Panny, gniewa się o byle drobiazg. Problem w tym, że nie pasuje zestawianie, które proponuje Gripari: obrazoburcze portrety psują wrażenie baśniowości.
Przemyca czasami autor uwagi zrozumiałe tylko dla dorosłych odbiorców (między innymi fascynację Nietzschem czy dodatkowe wytłumaczenie przy numerze ulicy Broca). Opowiadania z tej książki są przede wszystkim krótkie i przedstawione bardzo prostym językiem. Nie ma tu praktycznie nic ponad to, co konieczne jest dla przekazania fabuły. Nie ma tutaj również zbędnych partii narracyjnych. Jednowątkowa akcja i mocne, błyskawicznie po sobie następujące wydarzenia – to siła „Opowieści z ulicy Broca”.
Innym atutem zbiorku może być bezkolizyjne prawie zestawianie zwyczajnych realnych postaci z wymyślonymi, fantastycznymi bohaterami. Dzieci nie dziwią się niczemu, ale to przecież naturalne. Ich rodzice też przyjmują ze stoickim spokojem wizyty gości ze świata baśni. Dlatego czarownice, wróżki czy olbrzymy są tu na porządku dziennym.
W „Opowieściach z ulicy Broca liczy się nie tylko wyobraźnia, ale i absurd. Ten ostatni uzyskuje autor przez ciągłe odwołania do alternatywnej rzeczywistości, ale także przez język. Żarty czy humor abstrakcyjny wydobywa się właśnie przez stylistyczną ascezę. Jest tomik tym, co lubią dzieci – zbiorem pomysłowych, krótkich historyjek zaprawionych baśniowością.
Izabela Mikrut
"Historia Patryka, którego nic nie spotyka" Choć tytułowemu bohaterowi Patrykowi podobno nic się w życiu nie przydarza, ma on ogromną wyobraźnię...