Wojna nie jest przygodą. Wojna nie jest czasem dumy z bycia człowiekiem. Wojna jest upodlająca. Sprawia, że małość, zawiść i to, co najgorsze jest lepiej widoczne.
O tym wszystkim zapominają często pisarze i reżyserzy. Patrząc z dystansu, z perspektywy cudzych wspomnień nagle zaczynają widzieć w krwawych jatkach coś więcej niż dominujące wtedy zło. Sięgają po różnego rodzaju chwyty, nierzadko ideologiczne by świat przedstawić tak, jak go widzą lub chcą widzieć oni. Pokazują np. wroga jako dzikie zwierzęta w ludzkiej skórze, anonimowe i pozbawione uczuć. Odzierają go z osobowości, przeszłości, godności i prawa do człowieczeństwa. Pozostaje tylko obcy mundur, nieprzyjaciel, którego trzeba unicestwić i którego zabicie jest nieprzyjemne ale dobre. A to, że tym wrogiem jest często normalny człowiek zmuszony siłą i wbrew własnej woli walczyć za cudze idee?! Cóż, to mało znaczący drobiazg.
Drugi tom cyklu o Operacji Red Ball Express czyta się dużo lepiej niż pierwszy. Jest bardziej dynamiczny. Nie zmienia to jednak odczucia, że nie jest to książką pokazująca jakąś złożoną prawdę o wojnie. To tylko pewna wizja, bardzo zresztą w sumie hollywoodzka. Czytając powieść można bowiem mimowolnie zacząć sobie wyobrażać jak twarze znanych aktorów podstawiane są pod konkretne postaci i powstaje wielki kinowy goodseller. Hit, co wciąga i wzrusza, daje poczucie uczestniczenia w czymś wielkim, manipuluje naszymi emocjami i poglądami.
Akcja, dzielni faceci, przyjaźnie, trud i znój, krew i śmierć - wojna niby to tragiczna, ale ukazana w sumie jako wielka męska przygoda. Książka nie oddaje w pełni jej tragizmu. Tu śmierć jest obecna, podobnie jak w teatrze. Opisy są, i to barwne, ale one tylko mówią o okropnościach wojny, nie oddają ich, nie szarpią naszymi nerwami i emocjami. Osobiste przygody bohaterów zdają się przysłaniać wszystko. Rozterki rabina kapitana Bena Kahna są wielkie, są jednak niewspółmierne z ginącymi tysiącami anonimowych żołnierzy. Problemy McGee Maysa i Joe Amosa Biggsa nie są niewiele znaczące, ale i tak wydają się w tym akurat momencie wyolbrzymione. Przysłaniają wszystko i niebezpiecznie zmieniają perspektywę. Wizja pisarza jest płaska, wyraża tylko stanowisko jednej strony, tej uznawanej przez niego za dobrą. Na dodatek autor czuje się wielkim moralizatorem i nieustannie poucza czytelnika o tym, co jest dobre, a co złe. Zgodnie z przyjętym z góry założeniem zdaje się różnie oceniać te same czyny, w zależności od osoby. Chamstwo jednych jest złe i godne napiętnowania, chamstwo drugich uzasadnione, a nawet zabawne. Cwaniarstwo i zwyczajne złodziejstwo jednych jest po prostu złe, w wykonaniu tych lepszych jest traktowane z przymrużeniem oka jako forma zaradności i umiejętności radzenia sobie. Jedni po prostu mają żyłkę handlową, inni są ohydnymi spekulantami.
Powieść napisana jest sprawnie, chwilami nawet aż za sprawnie. Sceny melodramatyczne, z filmowo stopniowanym napięciem może i wzruszają, ale są w sumie sztuczne. Takie powieści, pseudo-historyczne, przynoszą wiele szkody prawdzie historycznej i zbiorowej pamięci pokoleń, tak jak rozmaite filmy fabularne luźno oparte na jakichś faktach. Mitologizują lub demonizują, w zależności od wizji twórcy, wojnę, bohaterstwo, braterstwo. Głównym celem większości z nich jest nie tyle niesienie prawdy o danym czasie, co zarabianie pieniędzy na czymś co się dobrze sprzedaje lub kształtowanie ideologicznie słusznej wizji danych czasów. Upływają lata, świadkowie umierają, w pamięci pozostają tylko wyreżyserowane obrazy jakiegoś mniej lub bardziej świadomego fałszerza historii. Jest prawda czasu i jest prawda ekranu czy kart książki.
Jest w tej powieści dużo słów o nadludzkim wysiłku tysięcy osób biorących udział w wojnie. I to nie tylko tych z pierwszych linii, choć to właśnie oni, wbrew wszelkim opowieściom, ponosili największe koszty. Fakty są przytłaczające: najwięcej ginęło żołnierzy piechoty, których wysyłano na pierwszą linię i traktowano jak mięso armatnie. Pewnym zdrowym otrzeźwieniem i przywróceniem zachwianych proporcji jest zatem lektura zawartych na końcu książki danych historycznych.
Nie lubię beletrystycznych książek i filmów fabularnych o wojnie. Wolę wspomnienia konkretnych osób. Wolę suche fakty nad barwne popisy rozpędzonego twórcy. Nie lubię tego wyrafinowanego manipulowania moimi emocjami, wyciskania łez czy uderzania we wzniosłe tony. Czuję się wtedy jak w czasie telewizyjnej reklamy, gdzie doradza się wyrażanie miłości i czułości zakupem paczki kawy, batoników czy bombonierki. No, w ostateczności witaminizowanego płynu konkretnej, w domyśle najlepszej, firmy.
Zaletą cyklu jest zwrócenie uwagi na pewne zwykle mało eksponowane sprawy. Na istniejący w amerykańskiej armii problem rasizmu (nie wiadomo jak było w innych armiach, mało kto się tym zajmuje), na wielkie znaczenie w czasie walk sprawnie funkcjonującego zaopatrzenia, na rolę kapelanów, na problemy szabrownictwa i zwyczajnego złodziejstwa w armii. Jest też ukazanie istotnej roli dowódców w czasie potyczek, nie wszyscy potrafią motywować ludzi, a skutkiem nieudolności są niepotrzebne ofiary. Jest wątek tych Niemców, którzy potrafili zachować się po ludzku i z szacunkiem dla przeciwnika z pola walki.
Irytujące są nie tyle same poruszane tu tematy, co forma w jakiej się to czyni. Może jednak i tak czytanie tego typu powieści jest lepsze od unikania jakiejkolwiek lektury związanej z najnowszą historią i bezmyślne patrzenie w tylko jednym kierunku, we wyimaginowaną i wyidealizowaną przyszłość.
Gigantyczny frachtowiec porwany przez piratów somalijskich, który zawiera tajny ładunek mogący obalić rządy czterech państw. Jeden rozkaz – zniszczyć...
Czerwiec 1944. Alianci lądują na plażach Normandii, by ruszyć do ostatecznej walki z III Rzeszą. Każdą wielką wojnę toczono z nadzieją, że będzie ona...