Zawsze trzeba się czegoś trzymać. Dobrze jest posiadać jakieś oparcie, jakąś podstawę i postawę. A jeszcze lepiej być czegoś w swoim życiu pewnym, być pewnym siebie. A co jeśli tak nie jest? Jeśli ludzkim życiem kieruje niepewność, brak zaufania do kogokolwiek, a nawet do samego siebie, i, co jeszcze gorsze, nieświadomość. Nieświadomość własnej tożsamości, swojego miejsca w społeczeństwie, w rodzinie. Jedyne co nam pozostaje to przebłyski ze świata; nierozpoznawalny głos żony, imiona znajomych, które nic nam nie mówią, jakieś stare zdjęcia, na których nie potrafimy się odnaleźć, bo nasza twarz uległa deformacji podczas wypadku.
Mozaika, witraż, migotanie słońca pomiędzy liśćmi drzewa w parku to tylko jedna strona naszej codzienności. Po drugiej stronie odnajdujemy czarną otchłań niepamięci, amnezji, która przeraża swoim ogromem. Skąd tak wielkie parcie człowieka, aby sobie przypomnieć i z kolei aby zapamiętać? Tożsamość tkwi przecież w historii, to nic odkrywczego, ale postarajmy sobie wyobrazić swoje życie bez dzieciństwa, szkoły średniej, bez popełnionych przewinień, złych wyborów życiowych, w ogóle bez dnia wczorajszego. Co w takim razie nam pozostaje? Czy będziemy jak główny bohater Nocnej jazdy, którego w szpitalu odwiedzają ludzie powołujący się na ich wspólną przeszłość, znajomość bardziej lub mniej zażyłą, których on nie rozpoznaje, ale to właśnie oni stanowią o jego tożsamości?
Paradoks człowieka ogarniętego amnezją polega na tym, że o jego statusie ontologicznym stanowią inni ludzie – sam sobą on nic nie znaczy poza powierzchowność. I tutaj odbywa się wielka praca przypominania, która w przypadku Brigela może być decydującą o jego życiu. Dzieje się tak, ponieważ okazuje się on jednym z przywódców ateńskiego półświatka, którego wypadek prawdopodobnie był próbą zamachu. I w tym miejscu to, co wartościowe w książce Michailidisa się kończy. Wraz z odkrywaniem przeszłości Brigela zanurzamy się w mało interesujące prawidła przestępczego magla, gdzie (jak zwykle) mieszają się ze sobą korupcja policji i urzędników z ingerencją mafii w społeczne struktury miasta, kwitnie nadmorski przemyt, hazard i gangsterskie porachunki.
Całość uzupełniają obrazy będące wynikiem narkotycznych, odurzonych lekami stanów rekonwalescenta, który oglądając otaczający go świat nie może uwierzyć, że kiedyś był niebezpiecznym, siejącym popłoch wśród najbliższych, jak również i przestępców. A i sam sposób w jaki to się odbywa nie intryguje czytelnika. Całość puzzli układa się wręcz w banalny obraz z jeszcze bardziej trywialnym rozwiązaniem zagadki (okazuje się, że nieudany zamach zaplanowały dwie kochanki Brigela).
Tak więc Nocna jazda Michalisa Michailidisa to zwyczajny kryminał z bardzo interesującym i ciekawym punktem wyjścia, w ogóle ogólną kompozycją, której jednak nie wypełnia nazbyt interesująca treść. Cała opowieść, prócz wewnętrznego rozdarcia głównego bohatera, jest przeciętna i nic poza tym.
Mariusz Kołodziejski