Druga część pobierowskiej trylogii nie wciąga tak szybko, jak jej pierwsza część. Trzeba przypomnieć sobie losy bohaterów i jakby na nowo ich rozpoznać. Jednak już po kilkudziesięciu stronach czytelnik zaczyna przejmować się ich życiem, problemami i wyzwaniami, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć. Autorka wprowadza też, prócz tych już znanych z poprzedniego tomu, nowych bohaterów. Na pierwszy plan wysuwa się cudownie przedstawiony Antoni Woźnica – miejscowy pieniacz i złośliwiec. W każdym mieście jest ktoś taki, jednak ten człowiek jest wyjątkowy - kumuluje w sobie cechy wszystkich wredot świata, przekonanych o swej moralnej nieomylności. Nie można go lubić. Ale stworzenie tak antypatycznej postaci to także sztuka.
Świetne są także feministki, które przybywają do Pobierowa, by uświadamiać wiejskie kobiety odnośnie do ich właściwej roli w domu. Oczywiście, pozostaję wiecznie w opozycji do mężczyzn. Znajdują tu posłuch, ale i zderzają się z rzeczywistością, która wywraca do góry nogami ich światopogląd.
Konstrukcja postaci zasługuje na szczególną uwagę, bowiem autorce udało się tchnąć w bohaterów życie. Choć wypowiadają się poprawną polszczyzną i nie przeklinają w typowo polski sposób, to jednak są prawdziwi. Nie mamy wrażenia oglądania telewizyjnego serialu z bohaterami wygłaszającymi wyuczone kwestie z pamięci. Tutaj bohaterowie działają pod wpływem emocji, czasem mówią coś, czego potem żałują.
Jest też intrygujący wątek historyczny, pokazujący, że pamięć ludzka jest ulotna, a przesadne dbanie o nią może mieć destrukcyjny wpływ na całe życie. Autorka nie boi się poruszania trudnych tematów, rozgrzebywania przeszłości. Rozważa głębszy sens patriotyzmu, tolerancji, miłości aż po grób, szaleństwa, poświęcenia, pokuty, a także wiary katolickiej - ale tej prawdziwej, nie na pokaz. Charakter powieści dobrze oddaje jej tytuł – postaci faktycznie znajdują się na „brzegu życia”, ocierając się o śmierć, a jednocześnie celebrując narodziny.
Akcja rozgrywa się w ciągu kilku miesięcy - tym razem w okresie jesienno-zimowym. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, które tradycja każe obchodzić zgodnie z odwiecznymi wytycznymi przy stole zastawionym dwunastoma potrawami i w gronie rodzinnym. Jak się jednak okazuje, nie jest to wcale takie oczywiste. Niektórzy spędzą te święta w samotności, dla innych będą one ostatnimi, a jeszcze inni będą się cieszyć nowym członkiem rodziny. Są dramatyczne rozstania, kłamstwa, ludzie umierają, ale i rodzą się nowi, jakby rzeczywiście świat nie znosił pustki. Opuszczone kobiety znajdują miłość, odnajdują nowych partnerów, a te w szczęśliwych związkach muszą zmierzyć się z kryzysem. Jak to w życiu bywa. Dorota Schrammek uniknęła jednak taniego sentymentalizmu. Udało jej się stworzyć powieść wiarygodną i pełną emocji, od której trudno się oderwać, gdy już jej świat przyjmie czytelnika i pozwoli mu się rozgościć. Na koniec pozostaje więc tylko czekać na kolejną część opowieści.
Cztery kobiety spotykają się na wspólnej terapii. Każda z nich miała inne, ale zawsze skomplikowane relacje z matką. To wpłynęło na wybory życiowe...
Troszeczkę magii, szczypta humoru, druga szczypta wzruszenia i realny świat, z jakim wszystkie dzieci stykają się na co dzień, to doskonała recepta na...