Publikacja książki My, marzyciele przeszła niemal bez echa i większego zainteresowania mediów. A szkoda - to dojrzały debiut, porównywalny z Białymi zębami Zadie Smith. Różnica między tymi książkami tkwi przede wszystkim w umiejscowieniu akcji oraz w narodowości imigranckich bohaterów. U Smith Jamajczycy zamieszkują Wielką Brytanię, z kolei u Mbue to Kameruńczycy przyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych. Można jeszcze zauważyć, że Białe zęby są powieścią znacznie bardziej obszerną, co można wyjaśnić tym, że opowieść rozgrywa się na przestrzeni kilku pokoleń, kiedy czas akcji powieści My, marzyciele obejmuje zaledwie pięć lat.
Powieść kameruńskiej pisarki jest konfrontacją idealistycznych wyobrażeń o Ameryce jako raju i „centrum świata" z rzeczywistością przypadającą na okres kryzysu gospodarczego. Jende Jonga z pomocą kuzyna Winstona przybywa do Stanów Zjednoczonych, aby zarobić pieniądze, za które mógłby uiścić opłatę za córkę przyszłemu teściowi, a następnie ściągnąć ją z dzieckiem do siebie, by mogli wieść wspaniałe życie w Nowym Jorku. To miasto bowiem oferuje więcej możliwości rozwoju kariery niż rodzinne Limbe. Mężczyzna znajduje pracę na stanowisku szofera Clarka Edwardsa, który pracuje w zespole kierującym firmą Lehman Brothers. Jende'owi do szczęścia brakuje jedynie zielonej karty, która zezwoliłaby mu na pozostanie w tym kraju na stałe. Amerykański urząd migracyjny jednak nie ułatwia sprawy. Tymczasem firmie Lehman Brothers grozi bankructwo.
Mocną stroną powieści Mbue jest podkreślanie różnicy w postrzeganiu zachodniego świata przez Afrykańczyków i przez osoby, które w tym świecie żyją. Kameruńscy bohaterowie często wykazują się zrozumiałą w ich sytuacji naiwnością wobec obrazu Ameryki oraz dziwią się pewnym zachowaniom Amerykanów, które stają się zrozumiałe dla obcych po kilku latach przebywania w tym kraju. Widać to też w krytyce działań urzędu migracyjnego i w wierze, że polityka Baracka Obamy to zmieni. Bohaterom brakuje racjonalnej oceny sytuacji. Nie rozumieją, że Stany Zjednoczone nie mogą pomieścić wszystkich migrantów i zapewnić im godnego bytu, kiedy w dobie kryzysu gospodarczego rząd nie potrafi zadbać o rodzimych obywateli. Zresztą krytyczna wymowa całej książki, która pokazuje, że długotrwałe i skomplikowane procedury przyjmowania imigrantów są jednym z głównych powodów, dla których obcokrajowcy nie mogą zrealizować swojego american dream – jest zrozumiała, autorka bowiem - jako imigrantka - w powieści w dużej mierze opisuje swoje doświadczenia.
Kolejnym atutem powieści My, Marzyciele jest kreacja postaci. Każda z nich - zarówno Kameruńczycy, jak i Amerykanie - niesie duży bagaż doświadczeń, które determinują i wyjaśniają podejście bohaterów do niektórych kwestii. Począwszy od Jendego, który w Limbe nie miał łatwego życia; pochodzi z biednej rodziny i z tego powodu nie mógł ożenić się z Neni, należącej do wyższej warstwy społecznej. Praca w Nowym Jorku jest dla niego jedyną szansą na to, by stać się kimś. Neni, choć należała do bogatszej rodziny (zresztą obcowanie się z bogatymi ludźmi jest doświadczeniem, które w Ameryce jej się przyda), nie mogła powiedzieć, że miała zapewnione godne warunki do życia. Jej ojciec, nie akceptujący Jendego, nie miał dla niej litości, kiedy dowiedział się o ciąży. Pierwsze dziecko urodziło się martwe, drugie również nie było wystarczającym powodem do udzielenia zgody na ślub. Doświadczenia rodzinne Neni i Jendego były motorem działań zmierzających do zapewnienia lepszego bytu ich dzieciom (w Nowym Jorku rodzi się córka). Bohaterowie powieści wierzyli, że edukacja w Stanach Zjednoczonych i studia prawnicze są tym, co zapewni szczęśliwe życie ich synowi.
Intrygująca jest sama relacja małżeńska Neni i Jendego. Z jednej strony mamy tu patriarchalizm, ponieważ Jende utrzymuje rodzinę i to on podejmuje decyzję o tym, czy po urodzeniu kolejnego dziecka Neni będzie mogła kontynuować studia, czy też powinna zostać w domu, by się nim zajmować. Do Jendego należy też ostatnie słowo w kwestii tego, czy mimo narastających trudności zostaną w Ameryce. Z drugiej strony - Neni nie jest do końca posłuszną żoną, są sytuacje, w których potrafi się stanowczo sprzeciwić, prawie nigdy w milczeniu i pokorze nie przyjmuje decyzji męża, które jej nie odpowiadają. Ponadto dość szybko przekonujemy się, że ta kobieta jest znacznie silniejsza od Jendego. Nie tylko podejmuje się działań, na które Jendego nie byłoby stać, ale też potrafi przewidzieć, że w pewnym momencie mąż się podda w walce o życie w Ameryce. Dlatego właśnie sama zaczyna szukać alternatywnych rozwiązań, które mimo nieprzychylnych decyzji sądu migracyjnego mogą pomóc im pozostać w tym kraju.
Kluczową rolę w opowieści odgrywa rodzina Clarków, którzy nie tylko zatrudniają Jendego, a czasem też Neni, ale też regularnie ich wspierają poprzez oddawanie niepotrzebnych i markowych ubrań czy zabawek. O Edwardsie Clarku dowiadujemy się najmniej: pracuje dla Lehman Brothers, z powodu poważnych problemów tej firmy więcej czasu spędza w pracy niż w domu, a poza tym relaksuje się w hotelu Chelsea. Wbrew pozorom - co późniejszy ciąg wydarzeń potwierdzi - rodzina jest dla niego bardzo ważna i naprawdę kocha żonę. Z kolei Cindy, jego żona, sprawia wrażenie snobki, dla której niezwykle ważną kwestią jest przede wszystkim obecność na różnych przyjęciach i galach. Brak zaproszenia na nie stanowi dla niej osobistą porażkę. I tu, znowu, poznanie przeszłości bohaterki stawia jej zachowanie w zupełnie innym świetle.
Przeplatające się losy rodziny Jongów i Clarków, które miejscami są bardzo podobne, obnażają mit o Ameryce jako raju. To nie jest kraj, w którym każdy człowiek osiągnie szczęście. Otrzymanie wizy do Stanów Zjednoczonych jest furtką do innego świata. Ale Winston, który ściągnął tutaj Jendego, nie uczynił tego po to, by pokazać mu, jakim rajem jest ten kraj, lecz po to, by Jende mógł sam się przekonać, jak tu jest. Z kolei obserwacja jednej z bogatszych rodzin w Ameryce przekonuje, że mimo posiadanego obywatelstwa, pracy i pieniędzy nawet życie rodowitych mieszkańców tego kraju bywa dalekie od idealnego obrazu, z myślą o którym wielu tam przybywa.
Dobrze napisana powieść, wielowątkowa, o złożonej problematyce, która uprzyjemni kilka wiosennych wieczorów, zdecydowanie zasługuje na większe zainteresowanie czytelników niż to, o którym świadczy liczba opinii na jej temat.