Tajemnice R.C.
Przyszłość. Świat po wielkim Krachu, w wyniku którego do naszej rzeczywistości przedostały się demony, upiory, istoty z innych sfer (piekła). Wiele lat temu miała miejsce bitwa, w której naprzeciw całego tego godnego lęku tałatajstwa stanął w ostatniej wielkiej bitwie tajemniczy R.C. Pamięć ludzka jest jednak zawodna i wybiórcza, a tak popularna walka o byt kształtuje świadomość i zmusza do koncentrowania się na przetrwaniu konkretnego dnia, a nie na rozmyślaniu o meandrach egzystencji i historii. Tak więc to, co było, osnute jest gęstą mgłą niepewności, wyobrażeń, zmyśleń. To mieszanina strzępów faktów, domysłów i plotek. Mieszanina, w której trudno stwierdzić, co jest prawdą, a co tylko jej substytutem.
Tajemniczy zlepek człowieka, techniki i… demona przemierza ów pokiereszowany świat. Ot, wędrowiec, który preferuje – jakże wielbione przez ludzi nowoczesnych – koncentrowanie się na własnych sprawach. Idzie, kupuje, sprzedaje swoje usługi. Tu kogoś zabije, tam kogoś – znacznie rzadziej – uratuje. Sam właściwie nie wie, dlaczego i po co. W pewnym momencie dowiaduje się, że to on jest owym nieomal mitycznym R.C., którego imię wielu wypowiada z czcią, a niektórzy z lękiem. Cóż z tego, kiedy tak niewiele pamięta z przeszłości, a pojedyncze jej obrazy budzą raczej niepokój niż uspokajają. Jedno, co wie, to że „ubogacają” go nie tylko wstawki technologiczne, ale również obecna w nim demoniczna osobowość, co pewien czas próbująca – z różnym skutkiem – przejąć nad nim kontrolę.
Mroczny zbawiciel to powieść zdecydowanie rozrywkowa. Niezależnie od tego, że to tak dziś modna i z sukcesem propagowana rozrywka pełna wyrazistej przemocy. To mieszanka wizji postapokaliptycznej, powieści drogi, fantasy i s-f. Miroslav Žamboch w typowy dla siebie sposób miesza w wielkim tyglu elementy techniki i technologii, magii, świata mitologii i zaświata demonów. Wychodzi z tego opowieść o zmiennej dynamice, chwilami wciągająca, chwilami irytująca, czasami niespecjalnie smaczna. Świat przyszłości to świat ponury. Ludzie są często „udoskonaleni” technologicznie, ale – co nie powinno dziwić, patrząc na nieustanny „postęp" – wcale nie lepsi jako ludzie. Przemoc jawi się jako podstawowe narzędzie prowadzenia dialogu, a śmierć innych jako skuteczna metoda poprawiania sobie nastroju.
Główny bohater, tajemniczy R.C., próbuje odkryć, kim jest i kim był wcześniej. Zbiera informacje okruch po okruchu, a przy okazji zabija – może i bez wielkiej przyjemności, ale też bez jakichś specjalnych wyrzutów sumienia. Na ogół unicestwia tzw. złych ludzi, czyli tych, którzy stają mu na drodze jak policjant z drogówki. Jest jak jakiś półbóg. Wychodzi cało z największych nawet tarapatów. Kulom się nie kłania, demonom pyskuje. W pewnym momencie wiemy, że nie ma dla niego sytuacji bez wyjścia, ciekawi jedynie to, co tym razem zdziała i jak dokona kolejnego cudu. Nawet demony wysokiego szczebla niezbyt dają radę jego pomysłowości, brawurze i woli przetrwania. R.C. prowadzi rozmowy z własnym koniem (taka czasami parskająca AI). Korzysta z super lornetki żywiącej się ludzkim mięsem. Korzysta z noża-który-nie-jest-tylko-nożem, a w którym ukrywa się jakiś dawny, żądny krwi groźny bóg. Posługuje się wymyślnymi gadżetami, które się magii nie boją lub mają ją po prostu w sobie. Zwykła fizyka i tradycyjna logika w tym świecie nie obowiązują – magia zastępuje ciągi przyczynowo-skutkowe i zwykłe konsekwencje.
Dużo jest w tej powieści przemocy, opisywanej z detalami i nie zawsze wnoszącej coś do fabuły. Sporo tzw. scen erotycznych, którym bliżej jednakże do hard porno niż erotyki. Wyraźne jest schlebianie prostym gustom szerokiego kręgu odbiorców. Momentami książka robi wrażenie jakby nie do końca przemyślanej. Narracja wije się jak meandrująca Wisła. Na szczęście generalnie czyta się Mrocznego zbawiciela całkiem nieźle. Może podobać się czarny humor autora (przykład: nazwy broni Greyson, Margaret, Zabójca Demonów; humorzasta AI biobota Micumy), sprawność pióra Žambocha, różnorakie pomysły – nie zawsze bardzo nowatorskie, ale dobrze wpasowane w klimat powieści, sama atmosfera. Nieźle wykreowany jest świat, choć trochę przygnębiająca jest jego beznadziejność. Niezła jest też końcówka książki, w której wydarzenia nabierają równego tempa i mniej jest wątków pobocznych. Czy warto przeczytać? Nie jest to najlepsza książka Žambocha, ale może zapewnić trochę niewyszukanej rozrywki.