Pytanie o cechy dobrej powieści jest pytaniem, które towarzyszy wszystkim pisarzom i czytelnikom od początków słowa pisanego. I choć na pozór wydaje się ono pytaniem prostym, wręcz banalnym, pytaniem, na które uzyskano dziesiątki podręcznikowych odpowiedzi słownikowych i definicji, to rzecz wcale nie jest taka oczywista. Wszak w przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia tylko i wyłącznie z wybitnymi powieściami, a - jak doskonale wiemy - tak nie jest. Istnieje bowiem coś niewypowiedzianego, nie dającego się "ubrać" w naukowe terminy i zwroty, co czyni nieliczne powieści dziełami wyjątkowymi, niepowtarzanymi, wielkimi. Ja także nie ośmielę się nazwać "tego czegoś", gdyż zdecydowanie przekracza to moje możliwości intelektualne i językowe. Ośmielę się natomiast zwrócić uwagę czytelników na polską powieść, która jest właśnie jedną z tych nielicznych "perełek", na powieść, która zasługuje na określenie "wielkiej". Powieścią tą jest najnowsza książka Szczepana Twardocha - Morfina.
To opowieść o historii Polski i Niemiec okresu drugiej wojny światowej, której głównym bohaterem jest Konstanty Willemann - młody warszawiak, syn niemieckiego arystokraty i polskiej Ślązaczki. Konstanty jest, delikatnie rzecz ujmując, człowiekiem lubiącym zabawę, alkohol, kobiety i wszelakie rozrywki, charakterystyczne dla przedwojennej stolicy. Jest mężem i ojcem, lecz nie sprawdza się w tych rolach. Gdy wybucha wojna, z wielką niechęcią bierze udział w walkach kampanii wrześniowej, Po jej upadku powraca do wesołego życia, lecz nie na długo. Całe jego życie znacznie się bowiem komplikuje, gdy poznaje jednego z przywódców tajnej organizacji wywiadowczej, z którą - początkowo wbrew sobie - podejmuję współpracę. Decyzja ta zaważy na całym jego życiu..
Morfina to powieść, która łączy w sobie wiele gatunków literackich. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z historią szpiegowską, by za chwilę być świadkiem przeobrażenia tejże książki w powieść obyczajową, następnie zaś w wybitne studium ludzkiej psychologii, na końcu powracając do iście reporterskiego przekazu o życiu okupowanej Warszawy. Wszystkie te elementy są tak umiejętnie splecione, że momentami nie można oprzeć się wrażeniu, iż książka ta łączy w sobie kilka powieści, których wspólną cechą jest ich... wielkość. I zupełnie bez znaczenia jest to, czy w danej chwili czytamy o przepięknych warszawskich kamienicach, o alkoholowych libacjach, czy też szpiegowskiej działalności głównego bohatera - za każdym razem chłoniemy słowa z kart tejże opowieści z niepohamowanym apetytem i rumieńcami na twarzy.
Na szczególne słowa uznania zasługuje niezwykła szczegółowość i dbałość pisarza o najmniejsze detale, dzięki czemu Twardoch oddał tak wspaniale wygląd i charakter ówczesnej stolicy. Podążając wraz z głównym bohaterem ulicami okupowanej Warszawy, niemalże widzimy na własne oczy jej piękno, wymieszane z wojennymi odcieniami szarości, z poczuciem strachu o jutro. Słyszymy gwar i szum warszawskich kafejek, sklepów, burdeli. Rozumiemy ludzi, którzy cieszą się z wciąż dostępnej ciepłej wody w kranach, czy też z butelki wódki, która pozwoli zapomnieć o wojnie na najbliższych kilka wieczornych godzin. Tę warszawską scenerię chce się widzieć i słyszeć wciąż i wciąż, także długo po zakończeniu lektury Morfiny...
Powieść Twardocha to historia o ludzkiej przemianie, jednak jakże innej od tych, znanych nam dotąd z literatury. Nie jesteśmy tu bowiem świadkami powrócenia „złego" bohatera na ścieżki prawości i uczciwości. Nie, Konstanty Willemann był, jest i pozostaje człowiekiem z natury obłudnym, egoistycznym, myślącym przede wszystkim o sobie i o własnych przyjemnościach. Jego wewnętrzna przemiana dotyczy głównie odnalezienia w sobie choć odrobiny wątpliwości co do tego, kim tak naprawdę jest - Polakiem czy Niemcem? A być może - bardziej wątpliwości co do tego, kim warto być.
By lepiej zrozumieć ową przemianę, niezbędne jest bliższe poznanie głównego bohatera tej książki. Poznanie, lecz nie polubienie, gdyż nie wydaje się, by Konstantego można było polubić. Jest to bowiem człowiek słaby, zagubiony, człowiek, który nie posiada "męskiego charakteru". Człowiek, który zdradza swoją żonę, który sypia z prostytutkami, który upija się bez powodu, czy też - wreszcie - człowiek, dla którego najważniejszym celem w życiu jest uzyskanie kolejnej buteleczki tytułowej morfiny. Mimo tego, to właśnie Konstanty staje przed swoją - niejako życiową - szansą na zrobienie "czegoś dobrego" dla swej ojczyzny, dla dobra ogółu. Pozostaje tyko pytanie, czy sam Konstanty tego tak naprawdę chcę, czy też ulega jedynie pewnej manipulacji, nie pierwszej w życiu zresztą? Nie mniej trudno jest odpowiedzieć na pytanie, czy Konstanty jest całkiem zły? A może nasz bohater jest po prostu... polski?
Jednym z najważniejszych elementów Morfiny są sylwetki kobiet, które odgrywają w życiu głównego bohatera bardzo dużą rolę. Być może nawet najważniejszą, decydującą o jego życiu, o podejmowanych decyzjach, o jego przyszłości. Wychowywany jedynie przez matkę o despotycznym i władczym charakterze, które to cechy odegrały przemożny wpływ na osobowość Konstantego. Żona - Hela, pochodząca z bogatego i szlacheckiego rodu, przymykająca oko na jego liczne romanse, wykształciła u męża poczucie konieczności wiedzenia wręcz idealnego życia mieszczańskiego, wraz z wszelkimi jego wadami i zagrożeniami, ale również i większe poczucie polskości. Wreszcie kochanka - Sela, pozwalająca Konstantemu na jakże pozorne bycie sobą w jej ramionach, czego efektem jest uczynienie z niego narkomana. Wszystkie te kobiety to po części sam Konstanty, który nie jest w stanie uciec spod ich wpływu, stając się w efekcie narzędziem w ich rękach, co doprowadza ostatecznie do tragicznego finału.
Jest jeszcze jedna kobieta, której imienia ani pochodzenia nie znamy. Nie wiemy, kim jest ona dla Konstantego i jaką rolę odgrywa w jego życiu. Pojawia się ona co pewien czas jako narratorka, przedstawiająca poczynania głównego bohatera z kobiecej perspektywy. Podąża za Konstantym, śledząc każdy jego krok..
Język, język i jeszcze raz język powieści Szczepana Twardocha. Przepełniony licznymi alegoriami, poetyckimi zwrotami, naleciałościami przedwojennej Warszawy. Wydaje się, że autor bawi się językiem, czerpiąc z tego dużą przyjemność, która nadaje powieści niesamowitą świeżość, oryginalność, piękno. Nie brak tu także licznych wulgaryzmów, które jednak w żaden sposób nie umniejszają klasy prozy Twardocha. Wręcz przeciwnie - nadają jej realności, wiarygodności. Z całą pewnością jest to język dla dorosłego - dojrzałego - czytelnika.
Morfina Szczepana Twardocha to opowieść o słabym człowieku, któremu przyszło żyć w trudnych czasach. O człowieku, który próbuje odnaleźć własną tożsamość i swoje miejsce w życiu. Nie zawsze czyni to z własnej chęci, niemniej jednak sam ponosi tego konsekwencje. To także historia o polskości, o tym, że patriotyzm to nie zawsze bohaterskie czyny, dozwolone jedynie nielicznym i prawym. Czasami jest to prostu przypadek, zbieg okoliczności, wpływ innych ludzi... Dlatego też warto z pełną świadomością dać się porwać owemu narkotycznemu pięknu i wielkości literackiej, jaka płynie ze stron Morfiny.
Pięć lat. Prawie czterdzieści niepokornych i prowokujących felietonów. Krótkie formy, w których Twardoch rozprawia się z Polską, Śląskiem i światem. Tematy...
Pożondanie. Władza. Usuchliwość. Co stracisz, kej walczysz ô godność? Epicki roman ô rewolucyji, wojnie i miyłości. 11 listopada 1918. Lojtnant Alois...