Chika Adachi & Kumiko Saiki – Morfina
Tytułowa morfina, jak można przeczytać na okładce komiksu, jest to „alkaid o działaniu odurzającym, przeciwbólowym oraz przeciwkaszlowym, wpływa depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy. W medycynie stosowana w leczeniu chorób przewlekłych, w przypadku, gdy kuracje innymi lekami przeciwbólowymi są nieskuteczne”. Morfina bardzo często służy ukojeniu ostatnich dni pacjentów umierających na raka lub inne śmiertelne choroby, jednak używana jest w ostateczności ze względu na swoje uzależniające właściwości.
Tematem „Morfiny”, wokół którego toczy się cała akcja komiksu, jest śmierć. Od śmierci komiks się zaczyna i śmierć go kończy, tworząc kompozycyjną klamrę, która spina losy głównych bohaterów: lekarki Fujiwary Maki oraz jej miłości z przed lat – pianisty Kurahashi Katsuhidego. Oboje naznaczeni są piętnem śmierci. Matka Maki w wieku 32 lat popełniła samobójstwo. Po tej tragedii razem z siostrą musiały radzić sobie z ojcem-alkoholikiem, który kompletnie się nie kontrolował, traktując własne córki jak śmieci. Przewiduje on ich śmierć, twierdząc, że nie przeżyją więcej niż matka-samobójczyni. Jakby chcąc spełnić tę przepowiednię, w trakcie kolejnej szarpaniny nieumyślnie zabija jedną ze swoich córek. Od tamtej pory Maki nie może sobie poradzić z koszmarami z dzieciństwa, a zbliżające się trzydzieste drugie urodziny coraz bardziej ją przerażają i choć twierdzi, że nie wierzy w klątwę rzuconą przez ojca, to „kiedy otacza cię taka obawa, bezwiednie zaczynasz podporządkowywać jej swoje działania”. Natomiast u Katsuhidego, młodego zdolnego pianisty, lekarze diagnozują guza mózgu. Paraliżuje on częściowo jego ciało, pozbawiając go sensu życia, jakim jest dla niego tworzenie muzyki. W jednej chwili ucinają się wszelkie marzenia, plany i ambicje. Walka, którą podejmuje, jeszcze bardziej uzmysławia mu, jak beznadziejna jest jego sytuacja. Akcja komiksu zaczyna się w momencie, gdy po latach rozłąki losy obydwojga bohaterów splatają się ponownie.
Może wydawać się, że pomimo bolesnych przeżyć z dzieciństwa i utraty rodziny Maki „wyszła na ludzi”. Jest lekarką, ma narzeczonego (ordynatora jednego z oddziałów szpitala) i ułożone, „przykładne” życie. Niesamowicie czuła i pełna empatii dla swoich pacjentów, szczególnie tych umierających w przyszpitalnym hospicjum, budzi wokół siebie same pozytywne emocje. Poza sporadycznymi koszmarami sennymi jej życie wydaje się podążać ku świetlanej przyszłości. Jednak to tylko pozory, gdyż pod maską uśmiechniętej blondynki kryje się zmęczona życiem, owładnięta obsesją śmierci i cierpiąca na wieloletnią depresję osoba. Udało się jej „wpasować” w życie społeczne, ale myśl o tym, by umrzeć, nigdy jej nie opuściła. Kobieta wręcz pragnie śmierci i ze zdenerwowaniem oczekuje magicznej daty urodzin. Próbuje zapracowywać swoje czarne myśli. Maksymalnie wypełnia własny czas, chłonie troski i bóle swoich pacjentów, rzuca się w wir zajęć, a wszystko po to, by nie pozostała jej wolna chwila na zastanowienie, na refleksję, bo ona zawsze przynosi jej myśli o śmierci.
Szansą na przedefiniowanie swojego sztucznego życia będzie dla niej spotkanie z Katsuhidem. Jest on jej przeciwieństwem. Pełen życia i planów, nie może powstrzymać niszczącej go choroby. Ona natomiast, zmęczona i wypalona w środku, bez entuzjazmu do życia przywołuje do siebie śmierć, określa się poprzez nią. Przez kilka ostatnich dni swojego życia Katsuhida będzie chciał uzmysłowić Maki, jak cennym jest ono darem.
Śmierć w „Morfinie” jest wszechobecna. Młodzi lekarze stawiają jej codziennie czoła, opiekując się pacjentami hospicjum. Jest to tym trudniejsze, iż wielu z nich, cierpiąc ból fizyczny i psychiczny, czeka tylko na nieodwołalny koniec, wiedząc, że nie ma dla nich żadnej nadziei. Lekarze starają się, okazywać im jak najwięcej empatii, ale narażają przy tym także siebie. Zbytnie zaangażowanie wpływa negatywnie na ich własne życie, wypala je i niszczy nie tylko w sferze prywatnej, ale także - zawodowej. Powoduje, że przestają profesjonalnie podchodzić do swojego zajęcia, a „jeśli lekarz podąża za każdym do piekła, to szkodzi pacjentom.”
Praca w hospicjum oraz obcowanie ze śmiercią i umieraniem przywołuje także dylematy związane ze sztucznym podtrzymywaniem życia i eutanazją. Nowoczesna technologia umożliwia utrzymanie przy życiu pacjentów, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej po prostu by umarli. Stawia to rodziny przed okrutnym wyborem. Decydując o odłączeniu aparatury, nawet przy wypadkach beznadziejnych, rodzina czuje się winna niczym morderca. Jednocześnie lekarze codziennie stykają się z chorymi na raka – cierpiącymi, którzy jeżeli nie mają zaaplikowanej ogłupiającej dawki leków, nie potrafią znieść bólu. A przecież wystarczy 100 miligramów morfiny wstrzykniętej dożylnie, aby zakończyć mękę chorego na zawsze…
W dzisiejszej kulturze śmierć odsuwana jest jak najdalej od nas. Panuje kult piękna i młodości. Umieranie zamyka się w szpitalach i hospicjach, milczy się na jego temat. Staje się ono nowym tabu. Jednocześnie coraz mniej osób ma z nim styczność. Obecnie w świecie kultury Zachodu mało kto odczuwa na własnej skórze grozę śmierci i nie mam na myśli tylko obcowania z umieraniem, lecz doświadczenia świadomości, że za chwilę mogę umrzeć, zniknąć bezpowrotnie. Przeżycie takie potrafi zmienić człowieka, przedefiniować jego priorytety. „Morfina” wchodzi w to nowe tabu, przyglądając mu się uważnie z wielu perspektyw: człowieka, który pogrążony w depresji pragnie śmierci; osoby, która umiera, nie mogąc do końca tego zaakceptować; rodziny podejmującej decyzję o pogrążonym w śpiączce bliskim, czy lekarza obserwującego cierpienie nieuleczalnie chorych pacjentów.