Całkiem udana powieść prawie kryminalna
Festiwal twórczości pani Caroline Graham na naszym rynku wydawniczym trwa. Tym razem do rąk wpadła mi, lekka i przyjemna powieść z 1990 roku. Ulga i wytchnienie po przytłaczającej i mrocznej "Zawiści nieznajomego".
Pisarka raczej zaskoczy tych, którzy znają ją głównie z serii o Midsomer. Ta książka bowiem to utwór na wskroś rozrywkowy, bardziej farsa niż rasowy kryminał. A jednak to właśnie tu pani Graham w pełni pokazuje swoje urocze poczucie humoru. W tym nawiązującym do klasyki kryminału literackim wodewilu. W zasadzie nie ma tu nic poważnego: ani sytuacji, ani postaci, ani dialogów, ani policjantów czy detektywów. Są nieustanne mrugnięcia okiem, odwołania do innych powieści, w tym głównie do "Morderstwo odbędzie się" Agathy Christie, i jego bohaterki, niezapomnianej panny Marple.
Mamy - jakie to charakterystyczne dla Brytanii - zmurszałe mury starej posiadłości Madingley Grange. No, może nie aż tak starej jak należałoby oczekiwać, w każdym razie dość okazale wyglądającej. Mamy ekscentryczną ciotunię Maud, która żyje dostatnio i "na luzie", bywa w świecie, a pojawiając się raz na jakiś czas w swoim domu sypia w każdym z wielu pokoi po kolei. Po to, by dom żył, dobrze się wietrzył i wyglądał na używany. Mamy w końcu głównych bohaterów powieści, rodzeństwo Simona i Laurie Hannaford. Ci młodzi ludzie, nie do końca pasujący do prawie starych, prawie szlachetnych murów Madingley Grange, żyją jak potrafią, choć nie wychodzi im to najlepiej. Opiekują się posiadłością cioci i w chwilach tradycyjnego nic-nie-robienia narzekają na brak gotówki. Simon wpada więc na genialny pomysł wyciśnięcia "trochę grosza" ze starych murów. Sposobem tym ma być weekend z dreszczem emocji, weekend z morderstwem. No oczywiście, nie na prawdę, ale na niby, i nie za darmo, ale za drobną, symboliczną opłatą 250 funtów od osoby. Chętni, zwabieni prasowym anonsem, zgłaszają się wbrew pozorom w odpowiedniej ilości, choć jakość pozostawia wiele do życzenia. Pozostaje zatem wynająć niezbędną do wykonania zadania służbę, nie chcąc opierać się na zaufanych, lojalnych wobec ciotuni Maud wieloletnich podporach domu. Tym bardziej, że Simon planuje udostępnić posiadłość w całej okazałości, w tym sięgnąć po szlachetne dobra ukryte w zmurszałej, powalającej kurzem i wilgocią piwniczce, a nie chce by niepytana o zgodę ciocia miała do niego kiedyś o to jakiś niepotrzebne, przykre dla obu stron żale.
Zjeżdżają się do szacownej posiadłości urodzone oryginały i autentyczni dziwacy. O takie postaci - jak wiemy - na Wyspach nietrudno. Jedni są prostaccy jak rozkołysane na wietrze, źle ubrane strachy na wróble, inni wyrafinowani i wyszukani jak ślimaki i krewetki. Do tego dochodzi dwuosobowa służba, dziwna, co godzinę coraz dziwniejsza i kryjąca jakieś tajemnice, może nawet i mroczne. Można więc sobie wyobrazić co zaczyna się dziać w takim tygielku nietypowych osobowości i sprzecznych charakterów! A do czego to wszystko doprowadzi? No cóż, trzeba samemu przeczytać.
Groteskowe postaci są opisane językiem żywym i pełnym poezji. Pani Graham potrafi bowiem opisywać ludzi, krajobraz i zdarzenia. Potrafi zaciekawić prostymi zdawałoby się sytuacjami, a przede wszystkim nie żałuje nam humoru sytuacyjnego i słownego. Powieść może nie jest całkiem równa jak klasyczna stepowa równina, są momenty bardzo dynamiczne i są dość spokojne, ale całość czyta się w sumie nieźle. Bowiem proza Caroline Graham trzyma pewien odpowiedni poziom literacki. Można by rzec, dobry, angielski poziom. I to w prawie każdym aspekcie. Postaci są wyraziste, oryginalne i zabawne. Kontrastuję ze sobą, sposobem bycia, charakterami, zachowaniem. Potrafią nieźle rozbawić, że wspomnę tylko choćby niesamowitą rodzinkę niejakich Gibbsów: Gibbs, Gibbs i Gibbs czyli w języku potocznym: Fred, Vi i Matka. Pisarka jest dobrą obserwatorką, która do tego potrafi świetnie wyrazić celne, nie pozbawione szczypty złośliwości uwagi. Umie też wydobyć z prostych zdawałoby się zdarzeń takie ich ujęcie, że jesteśmy zarazem zaciekawieni jak i ubawieni.
Całość jest dobrze napisana w charakterystycznym dla pisarki stylu. Czy wszystkim taka forma humoru przypadnie do gustu, tego nie będąc uznanym ekspertem (a może krytykiem?) po prostu nie wiem. Warto jednak spróbować.
Amatorski teatr w Causton przygotowuje się do wystawienia Amadeusza. Atmosfera w teatrze staje się coraz bardziej napięta. Wiele nerwowości wprowadza apodyktyczne...
Zdobycie fotografii zajęło mu sporo czasu. Na początku nie był wybredny. Nadawała się każda dobrze znana twarz. Przypiął nawet zdjęcia osób znanych tylko...