Ach, ta perswazyjno-marketingowa moc blurbów… tam dwa słowa, tu cały akapit i sprzedaż rośnie, koniunkturalna Scylla zostaje na jakiś czas nasycona. Gdyby jeszcze owe pieśni pochwalne na cześć autora i jego dzieła pokrywały się z właściwym stanem rzeczy i nie wpuszczały odbiorcy w przysłowiowe maliny, pozostawiając świadomość, że swoje czytelnicze oczekiwania i spory zasób finansowy ulokował w ładnie wydanym, nic nie wartym strzępku makulatury…
Przykładem utworu, który funduje taki dysonans, jest książka Aleksandry Paproty zatytułowana "Miastka Zapomniane". Oddając się lekturze tekstu zamieszczonego przez wydawcę na okładce dowiadujemy się, że autorka, cytuję, "niczym współczesna Szeherezada, snuje magiczną opowieść o tajemnym życiu ludzi, miejsc i przedmiotów [w której – A.K.] wykorzystuje literackie inspiracje, tworząc książkę-grę i książkę-zagadkę (…). Czytanie jej to otwarcie skrzyni pełnej skarbów". Nad kwestią merytoryczną i sprawczą tejże rekomendacji, pozostawiającą wiele do życzenia, być może nie warto się pochylać, dość, że zawartość książki jest wprost proporcjonalnie odwrotna, od tej zaprojektowanej w blurbie. A pozornie kąsków podsycających literacki apetyt jest wiele. Choćby obietnica obcowania z prozą, tworzącą przestrzeń dyskursu z utworami takimi, jak: "Sny i kamienie" Magdaleny Tulli, "Lalka i perła" Olgi Tokarczuk czy "Niewidzialne miasta" Italo Calvino. Śladem próby podjęcia wspomnianego intertekstualnego dialogu są również wplecione w tekst cytaty m.in. z "Myśli i Prowincji ludzkiej" Eliasa Canettiego, "Człowieka i przestrzeni" Piotra Bogdanowicza, baśni Andersena.
Paprota ucieka się do bardzo popularnych we współczesnej prozie, eksponujących literackość, chwytów metafikcyjnych, które przybierają postać budujących porozumienie z odbiorcą metakomentarzy, wstawek wewnątrztekstowych nacechowanych personalnie. Pięknie to brzmi, ale w rzeczywistości mamy do czynienia ze zinfantylizowanymi zwrotami do czytelnika, którego wyobraźnię autorka częstokroć, być może bezwiednie trywializuje, siebie czyniąc instancją o inspiracjach moralizatorskich, dyktującą reguły odbioru. Zacytujmy kilka takich zwrotów:
"Już za późno. Nie możesz się wycofać. Nie chcesz wiedzieć, co stanie się, gdy rzucisz mnie w kąt. Zresztą – lepiej nawet nie próbuj. Nie panikuj. Odwróć stronę. Bądź posłuszny/a, a wszystko będzie dobrze."
Lektura książki, nie da się ukryć, jest bardzo uciążliwa. Forma leksykonu, w którym poszczególne opowieści tytułowane są, m.in. Miastko Pełne Ludzi, Miastko Poszukiwacza czy Miastko Śniegowego Bałwanka przytłacza i nudzi. Pourywane notki, mające w zamyśle autorki funkcjonować jako swoiste egzystencjalne przypowieści są w rzeczywistości błahymi narracyjnymi migawkami, zwykle zwieńczonymi jakimiś pustymi, silącymi się na „życiową mądrość” aforyzmami, strzępami myśli. Owa urbanistyczna opowieść, do której rzekomo zaprasza pisarka, ubarwiona banalnymi obrazeczkami, z pewnością nie jest współczesnym wcieleniem szeherezadowych baśni. Tym bardziej nie posiada ona tak, jak przywołane orientalne narracje, mocy terapeutycznych, aktywujących się podczas snucia opowieści. W przypadku Miastek Zapomnianych najlepszym rozwiązaniem byłby ich najrychlejszy koniec.
Anna Kołodziejska
Dużo bliżej niż za siedmioma morzami i za siedmioma górami, Po Nieostrzyżonej Stronie Górki mieszkają różne dziwne stworzenia… Każde dziecko słyszało...
Autorka Miastek Zapominanych – niczym współczesna Szeherezada – snuje magiczną opowieść o tajemnym życiu ludzi, miejsc i przedmiotów. Dzięki...