Kochany Panie Pawle, kiedy usadził Pan mnie za kierownicą małego fiata u boku panny Ciwle, poczułam ten sam lęk, te same emocje, to samo pragnienie związane z opanowaniem trudnej sztuki kierowania pojazdem mechanicznym, który czuł i Pan, bujając się ulicami Gdańska blisko trzydzieści lat temu. Lusterka, pasy, migacze, ruch uliczny, korki – dobrze, że podczas nauki zabawiał mnie Pan, podobnie, jak swoją instruktorkę, barwnymi opowieściami o motoryzacyjnych przygodach Pańskiego dziadka, Karola, inaczej nauka byłaby tylko ciągiem zmian biegów i pasów ruchu, co już tak ciekawe nie jest, nawet gdy czuć było wyraźnie, że Pan w siebie nie wierzy, czując, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu, bo przychodzi za późno i poniewczasie. Mimo tego udało się Panu wciągnąć w opowieść o nauce jazdy.
Przemycił Pan przy okazji niejako – choć nie wiem, co tak naprawdę jest głównym tematem, czy przeszłość, jakże barwna, czy raczej Pana ówczesna teraźniejszość, która już przeszłością zamierzchłą się stało – nie jedną, ale co najmniej dwie albo i trzy opowieści, pokazując przy tym, jak niewiele się zmienia w człowieku, choć sytuacje, w których przychodzi mu żyć, bywają różne, stawiając go wobec nieprzewidywalnych wyzwań, sprawiających, że po raz kolejny utwierdzić się można w przekonaniu, że nie warto oceniać po pozorach. Jak wtedy, gdy pisze Pan o ogródkach działkowych, gdzie panna Ciwle mieszka z niepełnosprawnym bratem, co okazuje się mieć ścisły, acz zaskakujący, związek z doświadczeniami medycznymi na ludziach, prowadzonymi przez pseudo-doktora Mengele, który znalazł swoich naśladowców i później, bo zło zawsze znajdzie swoich wykonawców, o czym wiedział także adresat Pana długiego listu, Bohumil Hrabal, którego Pan jesteś zagorzałym fanem i zwolennikiem, do tego stopnia, że przyznałby mu Pan Nagrodę Nobla bez mrugnięcia okiem. Choćby za to, że tak jak Pan jeździł ulicami ukochanego miasta, ucząc się jego topografii i historii pod okiem instruktora.
Ach, gdyby tak każdy z nas miał takiego instruktora, pokazującego, gdzie skręcić, dokąd jechać, jak zmienić pas ruchu, by dotrzeć bezpiecznie do celu. Dla Pana takim instruktorem był pewnie Hrabal, użyczając Panu gawędziarskiego stylu, którym hojnie obdarza Pan zasłuchaną pannę Ciwle, a przy okazji i nas, choć to do niej kieruje Pan swoje, jak podejrzewam, lekko podkolorowane opowieści o skasowanym na torach kolejowych Citroenie Pańskiej babci, lotach za balonem Pańskiego dziadka czy Mercedesie traktowanym niemalże jak członek rodziny. Czyni Pan to z polotem i tak zabawnie, że nawet brak podziału tekstu na zdania nie przeszkadza, tak nas pochłania ta płynna mowa, przeskakująca z tematu na temat, jakbyśmy z Panem pod tych ulicach jechali, nie wiedząc, w którą stronę za chwilę skręcić będzie trzeba.
Akcja najnowszej powieści Pawła Huelle toczy się w Gdańsku, podczas jednego dnia, w bliżej nieokreślonej, choć nieodległej przyszłości. W mieście zaszło...
Hans Castorp przybywa do Gdańska. Mimo ostrzeżeń wuja wsiada na statek w Hamburgu i rozpoczyna dziwną podróż. Podczas morskiej przeprawy towarzyszy mu...