Wiele już razy rozważni rodzice czy pedagodzy apelowali o to, by nie traktować małych dzieci jak kompletnych idiotów. Wielu felietonistów temat ciumkania i ślimaczenia nad wózkiem przerobiło na tysiące sposobów. Mądrzy ludzie przypominali, by traktować dziecko poważnie i dorośle – i nie mówić do niego samymi zdrobnieniami. I wszystko na nic.
Ewa Ostrowska w krótkiej bajce „Mamusia i krokodyl Kamilka” zdrabnia lub spieszcza co drugie słowo, tak, że całość przybiera formę niestrawnej, źle przeżutej papki. Bez względu na osobę, która się akurat wypowiada (Ostrowska nie różnicuje bohaterów, trzyletnie dziecko mówi identycznie jak jego matka), bez względu na rodzaj emocji (gniew wyrażany jest tym samym szczebiotem, co radość) – zdrobnienia pojawiają się ciągle i z czasem przesłaniają fabułę. Bohater – Kamilek – cierpi z powodu zbyt bujnej wyobraźni. Wszystko go przeraża, inne dzieci, które skutecznie nastroszył fantastycznymi opowieściami, nie chcą się z nim bawić, a rodzice bardzo się na niego gniewają. Wszystko dlatego, że Kamilek głęboko wierzy w swoje pomysły i nie daje się przekonać, że stwory z wyobraźni nie zaludniają prawdziwego świata. Dopiero mamusia Kamilka we współpracy z trzyletnią siostrzyczką, Emilką (!) wpada na proste rozwiązanie problemów syna dzięki… terapii szokowej. Jeśli uda się jej naprawdę przerazić własne dziecko, Kamilek zostanie raz na zawsze wyleczony z wymyślnych okropieństw.
Kamilek nie potrafi rozróżniać tworów własnej wyobraźni od rzeczywistości, nie dość, że sam wierzy we wszystkie okropieństwa, o jakich usłyszy w bajkach, czy które wypracuje jego imaginacja, to jeszcze wmawia je innym i dziwi się, że dorośli nie dają wiary jego rewelacjom. Jest naiwny i niemądry, co może nie przekonać części małych odbiorców. Dziś już maluchy są mniej łatwowierne.
Chociaż książeczka z serii „Z supełkiem” porusza naprawdę istotny dla małych dzieci temat – realizacja zagadnienia rodziców, towarzyszących swoim pociechom w lekturze, przyprawi dorosłych raczej o ból zębów. Dziwię się, że Ewa Ostrowska, tak doświadczona pisarka, stworzyła tak słabą od strony warsztatowej książkę i popełniła w niej tak wiele rażących stylistycznych błędów. Być może za bardzo zasugerowała się wiekiem odbiorców, być może chciała odejść od poetyki i rytmu swoich powieści obyczajowych dla dorosłych, ale w tym odejściu przesadziła, jak dla mnie – bardzo. Jest „Mamusia i krokodyl Kamilka” kolejną historią przeznaczoną dla dzieci i pomagającą im poruszać się po prawdziwym świecie.
Izabela Mikrut
Kasia traci wszystko, co w życiu ważne: męża, który odszedł do bogatszej, miłość syna obwiniającego ją o odejście ojca oraz dobrze płatną pracę. Zmuszona...
"Stasiek puszcza i kawka biega po podwórku, a że ślepa, bo bez dzioba, to biega w kółko jak pies za własnym ogonem. Ale cyrk, uciesznie.Smolarkowa...