Niewielka rozmiarami książka o jednym z największych kompozytorów XX wieku ma przede wszystkim charakter wypominkowy. Trzech spośród z czterech rozmówców Aleksandra Laskowskiego (po)znało Witolda Lutosławskiego osobiście. Ze wspomnień muzyków, którym pomysłodawca publikacji musiał wręcz skradać czas pomiędzy ich licznymi zajęciami i koncertami, wyłania się intrygujący portret kompozytora: jako człowieka szlachetnego, życzliwego ludziom, ciekawego świata, bardzo pracowitego, stale dążącego do doskonałości, obdarzonego nietuzinkowym talentem i wspaniałym poczuciem humoru, ale zarazem niezwykle tajemniczego, strzegącego swojej prywatności do tego stopnia, że zniszczył swoją korespondencję. Jakby pragnął tym gestem przekazać melomanom, że wszystkie jego myśli, doświadczenia i losy mogą poznać wyłącznie za pośrednictwem muzyki, którą stworzył. Liczy się tylko muzyka; to w niej badacze powinni szukać klucza do jego osobowości, dorobku i życia.
Starannie wydaną publikację otwiera wstęp wybitnej poetki Julii Hartwig. Przybliżając czytelnikom sylwetkę Lutosławskiego, z którym od czasu stanu wojennego łączyła ją wraz z mężem przyjaźń, znakomicie i poruszająco ukazuje ścisłe związki między literaturą piękną a muzyką. Zwraca uwagę, że dla mistrza kwestią drugoplanową była technika tworzenia muzyki. Najistotniejsza była zaś idea czy przesłanie, które dany utwór powinien zaszczepiać u odbiorcy. Ubolewał Lutosławski, że chorobą naszych czasów jest nawyk skupiania się na samym języku, a nie na tym, co ma się do przekazania. Hartwig podkreśla, że problem ten dotyczy także poezji. Kiedy wspomina o tym, że kompozytor narzekał na dużą ilość niedobrych utworów muzycznych oraz niedbałość o odczucia odbiorców, pisze, że tę sytuację można porównać z tysiącami byle jakich tomików wierszy, zniechęcających czytelnika do poezji. I nietrudno z się z tym zgodzić.
Lutosławski to jeden z najwybitniejszych twórców w muzyce polskiej. Nie musiał długo czekać na uznanie. Jego talent i oraz innowacje doceniono w porę. Początkowo nawiązywał do neoklasycyzmu i folkloru polskiego, następnie ukształtował indywidualny styl, oparty na zdobyczach muzyki XX wieku. Wyrażał pogląd, że najwyższymi celami sztuki są piękno i prawda. Stał na stanowisku, że każdy artysta powinien wypełniać obowiązki natury moralnej i obywatelskiej. Swój talent komponowania nazywał darem. Pisał, że „talent winien być uważany nie za prywatną własność artysty, ale za dobro powierzone”. W swojej twórczości kierował się zasadą wierności sobie i wewnętrznej prawdzie. Choć był nowatorem w muzyce, szanował tradycję. Zostawił po sobie utwory symfoniczne, kameralne, fortepianowe oraz wokalno-instrumentalne, a także pieśni i piosenki dla dzieci.
Biografia Lutosławskiego naznaczona jest tragizmem typowym dla dziejów dwudziestowiecznych. W czasie okupacji zarabiał na życie gra na fortepianie w kawiarniach razem z Andrzejem Panufnikiem. Ojciec przyszłego kompozytora został w Rosji zamordowany przez Sowietów podczas rewolucji, a jeden z braci zmarł po wojnie w obozie sowieckim w Kołymie. Strata bliskich osób w okolicznościach spowodowanych przez system totalitarny zamieniła się w traumę przeżywaną przez całe życie. W okresie stalinizmu nie opuszczało go poczucie przygnębienia, przymusu i dramatyzmu. Także w późniejszych latach jako zagorzałemu przeciwnikowi władz komunistycznych towarzyszyło Lutosławskiemu nieustannie poczucie zagrożenia i ucisku. Te dramatyczne przeżycia dostrzegają w jego dorobku muzycy, których wspomnienia zebrane są w prezentowanej publikacji. Na sprawy polityczne reagował jak wulkan i to słychać w jego muzyce - mówi główny dyrygent Filharmoników Berlińskich, Simon Rattle. Targające nim uczucia i namiętności Lutosławski zapisywał w muzyce. Wszyscy czterej rozmówcy autora tej książki cenią ją za wysoką jakość, warsztat i tkwiące w niej dobro, które emanuje na słuchaczy. Wyrażają zdziwienie, gdy dowiadują się, że najczęściej dziś włączanego do repertuarów koncertowych i najchętniej dyrygowanego utworu: Koncertu na orkiestrę, Lutosławski nie lubił i nie uważał za swoje największe arcydzieło. Antoni Wit podkreśla, iż historia pokazuje jednak, że jest to jego najdoskonalsza kompozycja.
Rozmówcy wzmiankują także, że ich mistrz był miłośnikiem francuskiej poezji surrealistycznej, sztuki abstrakcyjnej, a za swoją ulubioną powieść uważał Moby Dicka. Dobrze znał i kochał matematykę, co odzwierciedla się w jego kompozycjach, jak zauważa jeden z dyrygentów. To tylko garść z ciekawostek, można odnaleźć w uroczej książeczce, będącej swoistym hołdem dla wielkiego kompozytora polskiego. Mogą po nią sięgnąć śmiało nie tylko melomani, ale także ci, którym bliskie są po prostu sprawy rodzimej kultury. Jej częścią jest bowiem muzyka klasyczna, która zdobywa szerokie uznanie na świecie, czego świadectwem są zebrane przez Aleksandra Laskowskiego wspomnienia ludzi pochodzących z różnych krajów. Przebija z nich nabożne uwielbienie Witolda Lutosławskiego: jego osobowości i imponującego dorobku. Na przykład Edward Gardner, brytyjski dyrygent koncertujący z największymi orkiestrami całej Europy, dzięki naszemu kompozytorowi otwarcie nazywa siebie fanatykiem polskiej muzyki.