Recenzja książki: Limeryki o pewnych panach i paniach, czyli numery z każdej sfery

Recenzuje: mrowka

Pięć minut dla Rafała Bryndala – współpracownik „Przekroju” i dziennikarz Radia Zet dał się poznać szerszemu gronu odbiorców przez… udział w VI edycji „Tańca z gwiazdami”. Człowiek, którego jedyną bronią był dowcip i dystans do samego siebie, wykorzystał falę popularności występując w kabaretowym serialu łączącym tradycyjne występy z motywami komedii dellarte. Kolejnym krokiem okazała się publikacja książkowa.

 

Tomik „Limeryki o pewnych panach i paniach czyli numery z każdej sfery”. Z pozoru – ciekawa pozycja satyryczna. Po lekturze… Limeryki należą do trudnych gatunków około satyrycznych. Po lingwistycznych zabawach Stanisława Barańczaka czy Antoniego Marianowicza wydawały się dla satyryków pokusą – szansą na zaistnienie w świecie komizmu. Problem w tym, że trzeba doskonale opanować reguły gatunku oraz – od strony techniczno-warsztatowej – rymy. Bryndal nie opanował. Pięć wersów, pierwszy zakończony nazwą miejscowości (najlepiej jeśli prawdziwej). Klamra rymów spaja pierwszy, drugi i piąty wers, inna para rymów łączy wiersz trzeci i czwarty. Dziś wydaje się, że upadła kwestia rytmu – jamby i anapesty można dowolnie zastępować.

 

Dobry limeryk musi być pikantny – nieprzyzwoity, ale nie sprośny. Cały sekret polega na umiejętnym doborze tematu oraz na ekwilibrystycznych rymach. Jeśli któregoś z tych składników zabraknie, utwór wydaje się być niedopracowany. Wzorce rozpowszechnione przez Barańczaka zmodyfikowała Wisława Szymborska, odwołując się często do współbrzmień częstochowskich. Ten styl przejął i powtórzył w swojej książce Michał Rusinek. Tyle że limeryki Szymborskiej oraz Rusinka miały przynajmniej jedną zaletę: śmieszyły. Z Rafałem Bryndalen było nieco inaczej.

 

Pierwsze, co rzuca się w oczy po lekturze tomiku, to brak wyczucia co do rymów. Słuch na współbrzmienia da się wyćwiczyć – trzeba tu jedynie trochę praktyki. Rafałowi Bryndalowi tej zabrakło. Oznacza to dyskomfort w lekturze – przy tak małej objętości tekstu każda niezręczność razi. Nie da się ukryć, daleko Bryndalowi do jego sławnych poprzedników. Odpada zatem jeden powód do śmiechu. Autor stawia na rymy niedokładne (wyglądać – rozwiodła), traci przez to możliwość zaskakiwania odbiorców trafnymi brzmieniami. Drugie źródło śmiechu w limeryku – lekko rubaszna treść, historia z pieprzykiem, też kuleje. Bryndal nie decyduje o kształcie tekstu, daje sobą manipulować. Nieprzemyślana zawartość nie zbliża jednak do upragnionego w limeryku absurdu: to raczej nieporadność warsztatowa. W zasadzie popełnia Bryndal wszystkie błędy, jakie mógłby w limeryku popełnić. Gubi się w formie, nie zachwyca treścią, nie trzyma rytmu. Niekiedy powtarza rozwiązania z obiegowych dowcipów. Na cały tomik zaledwie kilka utworów zasługuje na uwagę. Być może autor zbyt wcześnie uwierzył, że może pisać – zabrakło wprawy (w tworzeniu limeryków), krytycznej podpowiedzi, rzeczowej oceny…

 

Do ciekawych elementów publikacji należą natomiast grafiki Marka Raczkowskiego – a dokładniej rysunki, które układają się w „filmiki”. Bohater (autor w wersji rysunkowej) może dwukrotnie zatańczyć – animację uzyskamy oczywiście przez błyskawiczne przerzucanie kartek. Chyba powinien Bryndal próbować swoich sił w prozatorskich popisach satyrycznych – jeśli zdecyduje się kiedyś znowu na podjęcie próby rymowania, powinien wybrać mniej zrygoryzowany gatunek – i najpierw postudiować mistrzów…

 

Izabela Mikrut

Kup książkę Limeryki o pewnych panach i paniach, czyli numery z każdej sfery

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Limeryki o pewnych panach i paniach, czyli numery z każdej sfery
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy