Koszmar z Sierra Madre
Olmekowie stworzyli cywilizację Azteków i Majów. To od nich Środkowa Ameryka zaczerpnęła zarówno kalendarz, jak i podstawy pisma czy architektury, a także legendy. Wśród nich jest ta o Cuauhxicalli, Panu Czaszek i Podziemi. Wierzono, że przemierzał on Labirynt, będący przejściem pomiędzy Piekłem Mictlana a Złotym Miastem, zaś jego wędrówki wywoływały kataklizmy nawiedzające Michoacan. Ów Cuauhxicalli był ponoć wielkim szamanem, Pożeraczem Dusz, który nie tylko przywracał zdrowie w zamian za krwawe ofiary, ale też więził nieszczęśników w ogromnym labiryncie, zmuszając ich do noszenia w sobie bóstwa. Co jednak wspólnego ma mroczny i szpetny Cuauhxicalli z przemytem dzieł sztuki, narkotykami czy Fundacją Bernhardta?
Na to pytanie próbowałam znaleźć odpowiedź w mrożącej krew w żyłach książce Jarosława Klonowskiego, która przetacza się przez naszą świadomość niczym walec, pozostawiając uporczywie tkwiące w umyśle pytanie: o co tak naprawę chodzi? Labiryntowi w Sierra Madre, opublikowanemu przez Wydawnictwo Żywia, trudno zarzucić nudę, bowiem lawinowo tocząca się akcja nie pozostawia czasu nawet na chwilę zastanowienia, choć nagłe jej zwroty powodują coraz większą konsternację. Za dużo jest tu wszystkiego, a mroczna sensacja, tudzież thriller, niestety przeistacza się w kiepski horror. Mimo, że autor zaserwował czytelnikom wciągającą historię, to nierówny styl i wybujała fantazja sprowadziły go na manowce. Jakże inne były choćby Ognie Świętego Wita, po lekturze których najnowsza książka może być (niestety) tylko rozczarowaniem…
Niestety, bowiem klimat niepewności, w jakiej utrzymuje czytelnika Klonowski przez pierwsze kilkadziesiąt stron, frapuje i wciąga. Historia Jacka Witwickiego i Darka Waleskiego rozbudza ciekawość i pragnienie poznania prawdy. Co wydarzyło się tak naprawdę w Meksyku, gdzie przyjaciele mieli przygotować reportaż dotyczący życia społeczności indiańskich? Dlaczego Darek nagle znika, zaś jego przerażona żona Agnieszka wzywa na pomoc Jacka? Dlaczego oboje są przesłuchiwani przez agentów Interpolu? Zgubiłam się w domysłach, natomiast kiedy byłam przekonana o odkryciu prawdy, autor znów „podrzucał” informacje, dzięki którym moje teorie teorie upadały.
Wątek sensacyjny przeplata się tu z dawnymi wierzeniami i legendami o Labiryncie. To właśnie tam udał się Darek pod wpływem makabrycznych opowieści o przeklętym miejscu, które istniało przed Aztekami i Montezumą. To właśnie tam zobaczył coś, co śmiertelnie go przeraziło i zburzyło całe jego dotychczasowe życie. Od momentu powrotu z Labiryntu w Sierra Madre Darek wpadł w sidła paranoi, a przynajmniej tak twierdzi Agnieszka. Tyle tylko, że nie można ufać kobiecie, która współpracuje z agentami ICPO, wdaje się w romans z prezesem Fundacji Bernhardta, a na dodatek bez skrupułów uprawia seks z najbliższym przyjacielem męża. Może jednak jej zachowanie wynika ze strachu przed prawdziwą naturą Darka, posądzanego o przemyt dzieł sztuki?
Czy rzeczywiście Witwicki, nie znając języków, byłby w stanie organizować przemyt na tak dużą skalę? Czy Jacek, zdradzając prawdę, jest wiarygodny? Jaką rolę w całej opowieści odgrywa Agnieszka i co ma wspólnego z Fundacja? Zgłębianie odpowiedzi na te pytania jest pasjonującym dochodzeniem do czasu, kiedy autor przenosi akcję do Meksyku. Kraj skrywający mroczne tajemnice Olmeków stał się zgubą nie tylko dla bohaterów, ale i dla samego autora. Pomysłami Klonowskiego można obdzielić kilka powieści i tak powinno zostać. Ich kompilacja w Labiryncie w Sierra Madre wywołuje zniechęcenie i lekki ból głowy, odstraszając czytelnika. Podobnie jak sam Labirynt odstrasza tych, którzy w legendach upatrują ziaren prawdy.
Najlepsza książka na jesień 2011 - kategoria: fantasy, science - fiction - wybór Jury Dla tych, którzy sięgnęli wcześniej po „Tajemnicę...
Młoda Żydówka, kradnąca do tej pory sakiewki i serca na ulicach kujawskich miast, od miesiąca ukrywa się w benedyktyńskim szpitalu w Kruszwicy. Przebrana...