Co łączy dwie kobiety, które dzieli jedno pokolenie, ale spajają więzy krwi? Czy są sobie w jakiś sposób pokrewne, bliskie, czy mogą współodczuwać? Czy łączy je jakaś niewidzialna nić współzależności? Anna Dudek próbuje się tego dowiedzieć, analizując nić łączącą wnuczkę z babcią.
Wraca pamięcią do czasów młodości swojej babci, Alfredy zwanej Fredzią, jej pierwszej miłości, lat tuż po wojnie, by odtworzyć stan jej ducha, a tym samym lepiej poznać samą siebie i swoje korzenie. Okazuje się to nie tak łatwym zadaniem. Obie mają skłonność do topienia swoich problemów w alkoholu, uciekając w ten sposób od twardego patrzenia na świat. Dlatego książka staje się momentami metafizyczna, nie ma tu jednolitej fabuły. Babcia do końca życia próbowała poradzić sobie z samobójczą śmiercią męża, który postanowił się powiesić na wieść o tym, że ukochana żona jest śmiertelnie chora i nie ma szans na przeżycie. Tymczasem ona wyzdrowiała – i czekało ją samotne, pełne zgryzoty i wyrzutów sumienia życie, które chyba pierwotnie miał wieść jej mąż.
Bohaterka niejako wczuwa się w życie swojej babci, próbując odtworzyć ze znanych sobie faktów uczucia i motywacje, jakimi kierowała się jej przodkini. Jakby na tle jej życia bohaterka poznaje swoje, jakże odmienne, oparte na zupełnie innych wartościach. Zakochuje się w swojej rywalce. Obie zostają zdradzone przez mężczyznę, zostają kochankami. Lulaby odkrywa w bohaterce księżniczkę na ziarnku kawy (bo grochu akurat nie mają, ale postanawiają sprawdzić, czy jest tak samo wrażliwa). Ziarenko kawy jest czymś, co uwiera, nie pozwala prowadzić spokojnego, bezproblemowego życia.
Księżniczka na ziarnku kawy to interesująca opowieść o dojrzewaniu, własnej tożsamości, ukrytej w genach i wspólnych przeżyciach. Dużo tu rozważań o śmierci, a raczej o umieraniu jako czymś powtarzalnym, toczącym się nieustannie. Nie tylko obok nas, na naszych oczach, ale także w naszych serach. A wszystkiemu przyglądają się grający w karty aniołowie…
Czy Wandzie, niespełna trzydziestoletniej bohaterce, uda się pokonać demony przeszłości i uwierzyć, że jest przed nią jakaś przyszłość, skoro czas zatacza koła?
Czas nie kończy się jednak, gdy ktoś umiera. Albo dokładnie tak, kończy się w każdej sekundzie, ale nie zauważamy tego, odliczając każdy oddech, godzinę po nim, wyschnięte łzy. A rodzimy się martwi, bo początek jest końcem. Czy raczej kobieta zdecyduje się na wyjście pośrednie i wybierze samą teraźniejszość, bycie tu i teraz?
Wiele w książce rozważań na temat czasu, życia, śmierci, sensu, spraw ostatecznych. Momentami wydaje się, że publikacja spełnia rolę swoistej autoterapii, próby wytłumaczenia sobie siebie przez samą autorkę.
Kim są muzułmanki mieszkające w Polsce? Jak żyją, pracują, podróżują? Czy realizują swoje pasje? Jak wychowują dzieci? Kto rządzi w ich domu? Czy odwiedzają...