Dorastając, marzymy. Nasze pragnienia posiadają tytaniczną siłę, choć dorosłym wokół wydają się częstokroć raczej wytworami naszego imaginarium, niż realnymi zamysłami. Pomimo tego zwątpienia, nie ustajemy w tym, by nadal pielęgnować je w sobie. Kiedy wstępujemy na kolejny inicjacyjny poziom i osiągamy dorosłość, marzenia, jak małe, płochliwe kocięta, pierzchają sprzed naszych stóp, pozostawiając uczucie niespełnienia, głodu życia. Kiedy i ten powoli wygasa, co z nas zostaje?
Daniel Odija w swej najnowszej powieści zahacza o podobne tematyczne znaki zapytania. Jego bohaterowie, mieszkańcy nieistniejącego w rzeczywistości zewnątrzliterackiej, miasteczka, borykają się z podobnymi dylematami dorosłego życia. Janek jest młodym księdzem. Wybór posługi kapłańskiej był u niego wypadkową braku innych życiowych decyzji, toteż zmaga się z własną niewiarą i miłością do kobiety. Mateusz to wrażliwy, odbierający świat emocjami genialny trębacz, którego muzyka jest jednak niezrozumiała dla odbiorców i która w konsekwencji stanie się przyczyną rozstroju psychicznego bohatera. Agata i Konrad tworzą wzorowe małżeństwo, tak przynajmniej na pierwszy rzut oka im się wydaje. Zgrzyty pojawiają się, gdy Agatę zaczynają dręczyć wizje zmarłych tuż po wojnie Niemców, którzy niegdyś zamieszkiwali ich dom, a Konrad przesycony szczęściem stworzonym z jedną kobietą, postanawia zakosztować przyjemności seksualnej z inną. Drugie zobrazowane przez Odiję małżeństwo chyli się ku końcowi. Darek, redaktor lokalnej telewizji, jest na poły hedonistą, na poły - niedojrzałym chłopcem w ciele dorosłego mężczyzny. Kiedy jego syna dotyka śmiertelna choroba, opuszcza swą rodzinę, pozorną ulgę odnajdując w alkoholu i przypadkowych kobietach.
Każdy z tych bohaterów coś zyskał, przede wszystkim zaś - stracił. Każdy z nich posiada swój odrębny zapis w kronice, którą stworzył słupski prozaik. Ich głosy nakładają się na siebie, tworząc swoisty wokalny palimpsest widm, postaci o nieostrych, zatartych konturach, które gdzieś po drodze utraciły swój wyraz. Dodatkowo w ów szkic charakterologiczny autor wprowadza jeszcze jeden element, jakim jest miejsce, środowisko. Kostyń jest miastem położonym nad morzem, a więc swego rodzaju bramą, punktem zwornym, gdzie śródlądowe miesza się z morskim. To, co stałe, skontaminowane zostaje z wciąż zmieniającym się żywiołem, niespokojnym i burzącym zmysły. Ludzie zasiedlający terytorium na przecięciu tych dwóch sił, jak sejsmografy, podatni są na wszelkie wstrząsy, zmiany, i tym silniej niż inni je rejestrują i zapisują w swych wnętrzach.
Najnowsza książka Odiji nie tylko potwierdza zwrot, jaki dokonał się w twórczości autora, a więc przejście z realizmu, tworzącego panoramę danego społeczeństwa, na stronę prozy psychologicznej, introspektywnej, skupiającej swą uwagę na jednostce, jest też kolejnym dowodem na to, że pisarz ten posiada ważny i rozpoznawalny dzięki indywidualnej poetyce głos w najnowszej literaturze polskiej. Nie wyobrażam sobie, by książka ta mogła być przeoczona przez gremium decydujące o nominacjach do nagrody „Nike”. „Kronika umarłych” rodzi bowiem radosne oczekiwanie na kolejne owoce pióra autora „Tartaku”.
"Finalista Nagrody Nike 2004 „Tartak”, podobnie jak poprzednia książka Daniela Odiji, jest powieścią wielowątkową. Postacią pierwszoplanową...
Jak kierować własnym życiem, gdy jedna z najbliższych osób popada w chorobę psychiczną? Pusty przelot to historia dorastania i życia dwóch braci. Gdy starszy...