Proza Joanny Chmielewskiej towarzyszy mi już od bardzo wielu lat. Gdy byłem małym dzieckiem, ktoś (z pewnością nie rodzice, ponieważ oni akurat twórczości autorki tej nie znoszą) podsunął mi „Pafnucego” – bajkę ekologiczną, o której może przy innej okazji. Potem sięgnąłem po „Skarby” i „Nawiedzony dom” – powieści dla dzieci o przygodach niesamowitego rodzeństwa – Janeczki i Pawełka oraz ich wspaniałego psa – Chabra. Kilka lat później wpadły mi w ręce książeczki dla młodzieży – „Zwyczajne życie” oraz „Większy kawałek świata”. A następnie przeczytałem kryminał humorystyczny „Wszystko czerwone” i… nie było dla mnie ratunku. Pokochałem Joannę Chmielewską na śmierć i życie. Przeczytałem wszystko, na własność mam większość, a swoją kolekcję ciągle uzupełniam… Najczęstszy zarzut – że kryminał to w pewnym sensie „gorsza literatura”, a Chmielewska nie próbuje udowodnić, że jest inaczej – skwitowałbym stwierdzeniem: „A co Pan/Pani czyta dla rozrywki, żeby po prostu odpocząć? Freuda? Dostojewskiego? A, ogląda Pan(i) zwykle telewizję....” Dwa argumenty dodatkowe – „Zbrodnia i kara” to też jest kryminał – primo. Secundo – każda książka lepsza jest niż to, co najczęściej serwuje nam telewizja. Oczywiście, w programie znajdujemy czasem chwalebne wyjątki, ale ... właśnie – to tylko wyjątki. Gdy program zgodny jest z ogólnie przyjętą konwencją, a my pragniemy porządnie odpocząć, lepiej sięgnąć po książkę. Na przykład – Chmielewskiej. Moja miłość do twórczości tej pisarki rozpoczęła się od „Wszystkiego czerwonego”. Nie darmo wspominam tu ów kryminał, bo na czterdziestolecie pracy twórczej, Chmielewska wydała „Kocie worki” - ksiąążeczkę, której akcja również rozgrywa się w Allerod – tyle, że wiele lat po wydarzeniach, opisanych we „Wszystkim czerwonym”. Czy raczej – w wiele lat po wydaniu „Wszystkiego czerwonego”, którego akcja jest wyssana z palca, ale rzutuje na rzeczywistość... Oto bowiem do domu Alicji – mieszkającej w Danii przyjaciółki pisarki – przyjeżdża jej znajomy, Eugeniusz Blekot i zaczyna wypytywać o lampę, opisaną we „Wszystkim czerwonym”, której to lampy Alicja nigdy nie posiadała... „Wstrząsająco gościnna pani domu” domyśla się, by to tylko pretekst, by Blekot mógł u niej zamieszkać, ale że zawsze „jej odmowa brzmi jak zaproszenie”, Eugeniusz mieszka u niej i usiłuje dyskretnie przeszukać dom. Po paru dniach wyjeżdża i nastaje spokój. O wydarzeniach tych dowiadujemy się z zarzutów, jakie Alicja stawia Joannie, narratorce powieści – bo „to przecież ona powypisywała wszystkie te bzdury”. W pewnym momencie przyjaciółki orientują się, że i obecnie ktoś usiłuje szukać czegoś w domu Alicji i postanawiają dowiedzieć się, czego. Wkrótce dołącza do nich gromada niespodziewanych gości, bo przecież – jeśli jakiś Polak przyjedzie do Danii, musi zatrzymaś siś u Alicji Hansen, znając jej gościnność z książek Joanny Chmielewskiej. Usłyszymy więc znowu o wielu postaciach, znanych nam z „Wszystkiego czerwonego”... Poszukamy razem skarbów króla Karola X, a może przy okazji i jakieś zwłoki się znajdą? Nie będę wygłupiał się, twierdząc, że Chmielewska to pisarka wielka, na miarę literackiego Nobla, czy nawet próbował przeczyć twierdzeniu, że z biegiem lat jej książki stają się coraz słabsze. Niemniej, nadal pozostaje świetną narratorką i pozwala znakomicie wypocząć. Zresztą – fakt, że od 40 lat każda jej powieść to bestseller również musi dawać do myślenia. Bo u mnie – miłośnika – Chmielewska ma pewien „kredyt zaufania” – dla mnie jedna gorsza książka nie oznacza jeszcze, że pisarka „obniża loty”, ale sympatia szerokich mas na pstrym koniu jeździ. Tymczasem – wbrew upływowi czasu i miotającym na nią gromy krytykom, nie można zaprzeczyć – Chmielewska jest czytana. Może przyczyną tego stanu rzeczy są bohaterowie – czy raczej bohaterki, kreowane – lub może opisywane przez Chmielewską. Kobiety mimo wszystko zwyczajne, normalne, takie jak osoby, które o ich perypetiach czytają. Często nawet mniej bystre, niż Czytelnik. Może Czytający myśli: „Tak wyjątkowa osoba też ma problemy z uczesaniem? Ona też nie rozumie i nie cierpi polityki? Ona o tym nie pomyślała, a to wydało mi się oczywiste? Przecież to jest piękne!” W ten właśnie sposób – wydaje mi się – tworzy się więź z Czytelnikiem, więź silniejsza niż wszelkie sympatie czy antypatie. Chmielewska staje się gwarantem naszej normalności, bo pozwala odpoczść od codzienności i rzeczywistości. Jest lekarstwem na wszystko, czego nie akceptujemy... Pani Joanno, dziękuję za to, że w wieku lat 20 mogę nadal uważać się za umiarkowanie normalnego człowieka. A krytycy? Cóż, pół Polski wie, że Alicja była tak roztargniona, że udało jej się zgubić 2-metrowy żelazny pręt do wieszania firanek – to po co Pani krytycy?!? A książkę wszystkim Państwu polecam. Najlepiej jako swego rodzaju posłowie lub suplement do „Wszystkiego czerwonego”. Sławomir Krempa
Powraca świat Alicji. Znów stado zaprzyjaźnionych osób pęta się po cudownym ogródku i kulinarnie szaleje w kuchni. A gospodyni jak...
Skrócona wersja siedmiotomowej "Autobiografii" Joanny Chmielewskiej, która ukazywała się w latach 1994-2008. Tytuły rozdziałów odpowiadają...