Na czytelniku, który nie znosi szwedzkich kryminałów, pisanych seriami i "zatrudniających" całą rzeszę statystów o imionach trudnych nawet do wymówienia (nie wspominając o zapamiętaniu) Kobieta ze znamieniem Hakana Nessera zrobić winna naprawdę pozytywne wrażenie. Winna też zostać przeczytana bardzo szybko - i to wcale nie z ciekawości spowodowanej pytaniem: "kto zabił?" To wiadomo od samego początku. Pytanie jest inne: dlaczego? Dzięki tak prostemu zabiegowi napięcie w powieści sukcesywnie rośnie.
Fabuła powieści zaczyna się od pogrzebu pewnej kobiety. Uczestniczy w nim jedynie jej córka. Jest fatalna, listopadowa pogoda. Deszcz siecze z boku, jest zimno, ciemno i ponuro. Znamy aż za dobrze taką aurę. Do tego jeszcze pogrzeb matki. Córka jednak wydaje się zadowolona. Podjęła już bowiem decyzję, od której robi jej się ciepło na duszy. Będzie zabijać.
W następnej scenie ginie z pozoru niewinny obywatel. Zwykły urzędnik, prowadzący nudne życie, zostaje zastrzelony na progu swojego mieszkania. Ledwie zdołał otworzyć drzwi, gdy dostał dwie kule w pierś i kolejne dwie w krocze. Żadnych śladów, żadnego motywu. Nic. Sprawa nie do rozwiązania. Detektywi głowią się przez dwa tygodnie, ale w obliczu nowych wyzwań nie są w stanie dalej zajmować się sprawą. Ginie kolejna osoba. Zamordowana w ten sam sposób. Zaczyna się prawdziwe śledztwo. Bo to już nie jest normalne. To nie mógł być przypadek. Tylko - co teraz? Trzeba znaleźć jakiś związek między ofiarami. I dowiedzieć się, dlaczego zginęły.
Interesujące w powieści jest właśnie ukazanie sposobu działania policji, bez przesadnego podkreślania geniuszu jednego z detektywów. Choć, oczywiście, na prowadzenie wychodzi komisarz Van Veeteren. Jest on jednak na tyle leniwy, do tego - przeziębiony, że niewiele można się po nim spodziewać. Myśli raczej o napiciu się kolejnego piwa niż o prowadzeniu wnikliwego śledztwa. Co prawda, sprawa bardzo mu ciąży - nawet wyobraża sobie, że jest myśliwym, który poluje na zwierzynę, ale szybko tę koncepcję porzuca, bo nie wie tak naprawdę, na kogo poluje. Zaletą powieści jest także poczucie humoru policjantów, którzy na przykład sporządzają listę jeszcze niezamordowanych, po czym rozsyłają potencjalnym ofiarom powiadomienia, że grozi im strzał w krocze… No i charakterystyki postaci. Naprawdę można zapamiętać nawet drugoplanowych bohaterów. A to już wielka zaleta. Akcja rozgrywa się w obrębie kilku tygodni, podczas których śledztwo posuwa się do przodu dokładnie w takim tempie, jakie zaplanowała zabójczyni. Policjanci nie są w stanie wyprzedzić jej poczynań. Dopiero na końcu okazuje się, dlaczego młoda kobieta zdecydowała się na tak drastyczny krok. Kolejne ofiary płacą, oczywiście, za dawne grzechy. Taki "domorosły wymiar sprawiedliwości". Na szczęście pod względem psychologicznym znakomicie uzasadniony.
W drugiej książce o Gunnarze Barbarottim, "Całkiem inna historia", ponownie spotykamy wyrafinowanego sceptyka szukającego czasami wskazówek w Piśmie Świętym...
Pewnego listopadowego wieczoru w Winsford, miasteczku w południowo-zachodniej Anglii, pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie zna jej prawdziwego nazwiska...