Zgubne skutki picia wódki
Stan pomroczności jasnej zwany również rauszem, to stopień wtajemniczenia, na który nietrudno zapracować. Wystarczy kilka kieliszków wysokoprocentowego napitku bądź słodkich koktajli, które niepostrzeżenie uderzają do głowy, wywołując radosny nastrój i zmieniając podejście na bezproblemowe. Gorzej, jeśli ów stan zaczyna się nasilać, jeśli nie znając swoich możliwości, nierozważnie je przekroczymy. Wówczas pojawia się tak zwany syndrom dnia poprzedniego, który – zapytajcie wszystkich zagorzałych imprezowiczów – nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń. Stan nieważkości zamienia się dnia następnego w stan obezwładnienia, motyle w brzuchu – w ciężki kamień, zaś swobodnie wędrujące myśli w przeraźliwą pustkę.
Jak zatem poradzić sobie z dolegliwościami, które spadają niczym kara za dobrą zabawę? Jak pokonać kaca? Leczącym się zazwyczaj jajecznicą na boczku, środkami farmakologicznymi bądź „klinem”, polecam panaceum na wszelkie zgubne skutki picia wódki (i innych napojów procentowych), czyli książkę Miltona Crawforda. KACastrofa, czyli jak leczyć skutki picia wódki. Opublikowana nakładem wydawnictwa Pascal pozycja to swego rodzaju kompendium wiedzy na temat sposobów radzenia sobie z niemiłymi pamiątkami po miłych imprezach, a przy tym niezbędnik każdego człowieka lubiącego wino, kobiety i śpiew (dokładnie w tej kolejności).
Autor, pół-żartem, pół-serio, wprowadza nas w tajniki kaca, jego istoty oraz objawów (choć akurat te powinny być czytelnikom doskonale znane). Nie znajdziemy tu jednak akademickich mądrości, traktujących o składzie C2H5OH, czyli alkoholu etylowego, ale zbiór przydatnych informacji o wielorakim charakterze – zarówno kulinarnym, jak i terapeutycznym (terapia śmiechem gwarantowana). Przede wszystkim poznamy tajniki zawodu kacologa (termin powstały na potrzeby niniejszej recenzji) i będziemy w stanie określić, z jakim wrogiem mamy do czynienia. W wielkim błędzie jest bowiem ten, kto myśli, że każdy kac jest zwyczajnym kacem, że kac kacowi równy itd…
Identyfikacja wroga jest zaledwie wstępem do walki z nim, to zaś, czy będzie ona zwycięska, uzależnione jest wyłącznie od zastosowanych metod. Dlatego też warto posłuchać eksperta ds. kaca w osobie Crawforda i na podstawie krótkich testów wzrokowych określić swój poziom percepcji, czyli zorientować się, czy przyczyną naszej niedyspozycji jest kac „zepsuty kompas”, charakteryzujący się poczuciem bezcelowości i niepewności, czy może raczej kac „szpila”, którego rozpoznacie po wrażeniu nakłuwania Waszych głów ostrymi przedmiotami. Możecie również cierpieć na kaca „kometę”, czyli stan subiektywnego wirowania wśród kosmicznego pyłu, kaca „atomowego”, zamieniającego naszą głowę w tykającą bombę, kaca „betoniarkę vel helikopter” i – najbardziej morderczą odmianę killera – kaca „mordercę”.
Każdy z tych rodzajów ma swoją instrukcję obsługi oraz… karmienia. Dzięki temu, w zależności od stopnia dobrej zabawy w dniu poprzednim, możemy na przykład raczyć się „szakszuką”, „huevos rancheros”, „koktajlem owocowym z lodami” czy „burgerami śniadaniowymi”. Autor prezentuje przepisy na te treściwe i anty-kacowe dania, racząc czytelników również ich rysunkową postacią. I nawet jeśli „tupot małych stóp” nie pozwala nam na zaprezentowanie swoich kulinarnych umiejętności w pełni, to zawsze możemy znaleźć kogoś naiwnego / altruistycznego / kochającego (niepotrzebne skreślić), kto wyręczy nas przy tej czynności.
Crawford lojalnie uprzedza, że pozycję KACastrofa, czyli jak leczyć skutki picia wódki czytamy na własną odpowiedzialność. Co nie znaczy, że nie możemy się przy tym setnie bawić, bowiem książkę, pomimo smakowitych przepisów, warto potraktować z przymrużeniem oka, zachwycając się przy tym interesującą szatą graficzną i piękną, twardą okładką (odporną na wszystkie po-kacowe wstrząsy).