Nauczanie języka polskiego w szkołach jest czymś oczywistym, nie wymagającym refleksji ani ze strony nauczycieli, rodziców, ani tym bardziej uczniów. Należy nauczyć się pisać i czytać. To absolutna podstawa. Znacznie więcej czasu poświęca się wyborowi i nauce języków obcych. Czy warto się uczyć chińskiego już w przedszkolu (angielski to oczywistość, nie podlegająca dyskusji)? A może lepiej spróbować z językami europejskimi? Tak jak w przypadku polityki, względem nauczania języka polskiego każdy jest niekwestionowanym fachowcem. Tymczasem ojczysta mowa, a więc i kultura, zostaje zepchnięta na margines. Dyskusje pojawiają się jedynie przy zmianach w listach lektur i ograniczają się do rozważań na temat tego, czy Pana Tadeusza czytać w całości, czy we fragmentach oraz czy uczniowie powinni znać całą twórczość Henryka Sienkiewicza, czy wystarczą ekranizacje. Tak naprawdę problemy zaczynają się w dorosłym życiu, kiedy trzeba pisać sporo maili, komunikować się poprzez środki dostępne w Internecie, tworzyć listy motywacyjne, podania, wyjaśnienia, wnioski. Brak znajomości zasad ortografii, gramatyki, interpunkcji powoduje, że sieć zalewana jest dramatycznymi wypowiedziami, które trudne są do zrozumienia. Nie inaczej jest, jeśli chodzi o znajomość tekstów literackich, co nie ogranicza się tylko do dyletanctwa, ale przede wszystkim jest świadectwem braku umiejętności rozumienia słowa pisanego.
Winę za ten stan ponosi, oczywiście, szkoła. Jako instytucja ma za zadanie „przerobić program”, włożyć w głowy młodych ludzi pewien zakres wiedzy, by potem z niego rozliczyć na egzaminie. Analizy wierszy, czytanie opracowań tekstów, rozbiory zdań, dyktanda, sprawdziany – to wszystko elementy „nauki”. Nauki, która niestety odstrasza.
Zofia Agnieszka Kłakówna jako osoba w pełni obeznana w temacie, w swoim podręczniku do metodyki nauczania języka polskiego odchodzi tak naprawdę od tradycyjnie pojętej metodyki. Nie zadręcza czytelnika wyliczaniem definicji, co z pewnością pojawiłoby się w każdej pracy magisterskiej, nie powtarza po raz kolejny oklepanych truizmów na temat misji szkoły. Pokazuje natomiast wady nauczania i przyczyny, dla których język polski nie staje się ulubionym przedmiotem, a samo czytanie kojarzy się z niesłychaną męką. Autorka przyznaje, że bycie polonistą wiąże się z poczuciem misji i ogromnej odpowiedzialności. To nie jest zawód, którego można się po prostu wyuczyć na studiach. Powołując się na Manfreda Spitzera, podkreśla: Entuzjazmu nie można odgrywać, trzeba być entuzjastą i mieć tę iskrę w oku, bo tylko wtedy istnieje szansa, że – jak to się mówi – coś zaiskrzy. Kiedy nie ma iskry, nic nie iskrzy.
Czy zatem podręcznik Agnieszki Kłakówny „iskrzy”?
Autorka pokazuje przykłady różnych rozwiązań programowych, których zastosowanie przynosi zaskakujące skutki, krytykuje dotychczasowe reformy edukacji i próby zmodernizowania nauki, przywołuje odmienne sposoby interpretowania utworów literackich, co dowodzi, jak wielkie znaczenie dla rozumienia sztuki - a więc poniekąd także i życia - ma twórcze podejście, zamiast „wdrukowywania" ustalonych dawno przeświadczeń.
Książkę podzielono na kilka działów, które mają uzmysłowić przyszłym polonistom, jak ogromna czeka ich praca. Będą musieli spojrzeć na swój zawód z perspektywy antropologiczno-kulturowej, rozbroić edukacyjne mity, zderzać różne sposoby mówienia o tym samym, by posiąść umiejętność praktyki czytania świata, szukając z uczniami odpowiedzi na pytania o wartości, tożsamość, dystans, demokrację i wolność. Na koniec można skorzystać ze wzorów i antywzorów lekcyjnych działań. Trzeba przyznać, że autorka nakłada na adeptów polonistyki nie lada bagaż, z którym będą musieli się siłować w dalszej pracy.
Miłym zaskoczeniem dla czytelnika jest… poczucie humoru autorki i niekonwencjonalny luz, na który może sobie pozwolić wyłącznie zaangażowany w swoje dzieło mistrz. Monografię czyta się z prawdziwą przyjemnością, każda strona odkrywa nowe spojrzenia na nauczanie języka polskiego, obala utrwalone schematy i pozwala odświeżyć najbardziej utrwalone kanony. Otwiera oczy na wiele nowych ścieżek, którymi mogą podążyć nauczyciele, jeśli tylko uczniowie zechcą za nimi iść.