Mroczne tajemnice
Matka Beaty zostaje zamordowana strzałem w głowę. Wygląda na to, że stało się to podczas próby kradzieży, dokonanej w domu Beaty przez Olę i jej kolegę, poznanego kiedyś w domu dziecka. Tyle tylko, że dwójka złodziei nie przyznaje się do winy nawet sobie nawzajem i zaczyna szukać sprawcy na własną rękę. A policja? Policja nic nie wie o zabójstwie dokonanym w położonym na odludziu domu. Beata nie chce ujawnić bowiem swojej największej tajemnicy – dwudziestoletniej córki, owocu młodzieńczej miłości. Wywozi samochodem i zakopuje ciało matki na odludziu. Dom, w którym mieszka z Dorotą, sprezentowała jej mama, uznany stołeczny lekarz-ortopeda. To ona pomogła zataić przed światem, również przed administracją państwa, istnienie Doroty. Dziecka, które urodziło się bez nóg, z króciutkimi rękoma. Dziecka, które ma już dwadzieścia lat i wcale nie wychodzi z domu-więzienia. Nie ma kontaktu ze światem, przed którym bliscy je chronią. Czy na pewno tylko dla jej dobra? Nie ma dostępu ani do Internetu, ani do telefonu. Zresztą – z kim miałaby rozmawiać? To Dorota jest świadkiem napadu. To na nią natyka się zaskoczona Ola w pozornie pustym domu. Pomiędzy dziewczynami nawiązuje się nić. Sympatii? Nie do końca, raczej pewnego porozumienia. Zaczyna się też gra. Gra pozorów, niedomówień i kłamstw. Gra zmiennych emocji.
To Ola organizuje skok na dom Beaty, swojej szefowej z biblioteki, gdzie pracuje. To rodzaj kaprysu, złośliwości, odegrania się. Wychowanka państwowego domu dziecka, absolwentka polonistyki niesie ze sobą bagaż nieszczęśliwego dzieciństwa w patologicznej rodzinie i traumatycznych przeżyć. Nieufność wobec innych i złość wobec tych, którzy są szczęśliwsi od niej. Też jest kaleką. Za maską ogłady skrywa cynizm i wulgarność. Za tym wszystkim zaś – nieokreśloną tęsknotę za normalną rodziną, za miłością rodziców, której nie doświadczyła.
Oto świat ludzi nieszczęśliwych, poszukujących czegoś lepszego niż to, co mają. Okaleczonych fizycznie bądź psychicznie. Nie potrafiących przełamać własnych ograniczeń i doświadczeń. Mających problem z zaakceptowaniem rzeczywistości przy jednoczesnym braku sił do jej zmiany. Tu nie ma przeciętności – chyba, że za taką uznamy żyjących w dwóch światach, na swój sposób schizofreników. W świecie oficjalnym i w zupełnie odmiennym świecie prywatnym. Myślących jedno, mówiących drugie. Na co dzień ukrywających to, co myślą za płytkim uśmiechem, gładkimi słowami. Ludzi, którzy nie potrafią dać bliskim tego, czego sami nigdy nie mieli, nie doświadczyli. Gra poza prawem Magdaleny Zimniak jest thrillerem psychologicznym. Nacisk położony został w niej nie na logiczność, spójność wydarzeń, a na stany emocjonalne postaci. Na ich przemyślenia, przeżycia, stany psychiczne, uczucia, nurtując ich problemy. Słów wypowiedzianych pada mniej niż tych rodzących się w głowach bohaterów.
Narracja podkreśla depresyjny, gęsty, mroczny charakter tej prozy. Jest ona w dwóch przypadkach prowadzona w czasie teraźniejszym, w pierwszej osobie. Tak pokazują swoją osobowość Dorota i Ola. W wątku Beaty jest inaczej. Uwikłana jest ona w chorą relację ze swoją despotyczną matką oraz w romans z okłamującym ją żonatym mężczyzną. Wątek córki i matki przeplatane są punktem widzenia Oli, pełnej buzującego w niej gniewu, nie potrafiącej nawiązywać z nowo poznanymi ludźmi relacji opartych o szczerość i zaufanie. Trzy osoby, trzy punkty widzenia, trzy oddane z detalami (choć różniące się w sposobie ukazania) historie ludzkie. I łącząca je wszystkie zbrodnia. Oraz umiejętność manipulacji. Tak, wszystkie trzy panie potrafią manipulować innymi.
Dużo jest w Grze poza prawem opisów. Sporo detali, które nie wnoszą wiele z punktu widzenia biegu zdarzeń, a służą raczej tworzeniu klimatu, oddaniu szczególnego charakteru konkretnej chwili. Każda z postaci wydaje się siedzieć na rozkołysanej huśtawce emocjonalnej. Mają pragnienia, które z jakiegoś powodu tłumią. Mają rzeczywistość, wobec której pozostaje im tylko sprzeciw. Mają przeszłość, która nie chce pozwolić o sobie zapomnieć. Nie widzą dobrej przyszłości. Nie mają obok siebie kogoś, komu mogłyby i chciałyby zaufać. Same zmagają się z ciężarem życia i głęboką samotnością. Z chorych własnych relacji domowych nie potrafią czerpać pozytywnych wzorów i dzielić się z innymi czymś lepszym. Bez własnych chęci powielają błędy, których same padły ofiarami.
Fabuła jest mała realistyczna. Owszem, poszczególne sytuacje mogłyby się wydarzyć, ale ich połączenie jest już bardzo mocno naciągane. Za dużo tu zbiegów szczególnych okoliczności i szczególnych osobowości. Inną sprawą jest ukazanie świata wewnętrznego osób z dysfunkcyjnych rodzin. Trudno się jednak wypowiadać, nie mając w tej mierze podobnych doświadczeń.
Jest to thriller, ale raczej nie dla koneserów. Nagromadzenie negatywnych obrazów i emocji nie wywołuje bowiem dreszczy. Szary, pozbawiony elementów pozytywnych świat nie oddaje złożoności rzeczywistości, w której jest miejsce na dobro i zło, choć to drugie potrafi być bardziej wyraziste i może wyraźnie dominować. Nadmierne gmatwanie fabuły też ma swoje dobre i złe strony. Po lekturze można mieć odczucie przesytu, nadmiernego komplikowania wszystkiego, co tylko było możliwe. Czasami „zbyt dużo" wcale nie znaczy „lepiej". Nasycenie książki wyłącznie negatywnymi obrazami i emocjami jest pójściem na skróty. Tak jest o wiele łatwiej. Trudniej jest pokazać złożoność człowieka i otaczającego go świata. Wpleść w stworzony przez siebie obraz trochę niebanalnego humoru, zmieniać atmosferę.
Zaginięcie dwójki dzieci spada na z pozoru idealne małżeństwo Mielczarków jak grom z jasnego nieba. Ucieczka? Rodzice są pewni, że porwanie...
W jednym z warszawskich kościołów Julia znika podczas mszy. Prowadząca śledztwo nadkomisarz Krystyna Farkas, odkrywa, że to nie pierwsze zniknięcie w tej...