Początek XV wieku, okres niezwykle burzliwy w dziejach nie tylko Korony Polskiej, ale i całej Europy. Jerozolima jest w rękach pogan, Osmanowie kąsają przedmurze chrześcijaństwa, a pokój z Zakonem Najświętszej Marii Panny nie wydaje się szczególnie trwały. Tymczasem w Krakowie mały Jutrowoj marzy o byciu rycerzem. Takim prawdziwym, z mieczem, na widok którego wszystkim dziewkom miękną kolana. O duszę pacholęcia walczy mnich Bogusąd, który miodem leczy wszystkie swoje lęki przed niespójnym obrazem świata i Sobierad, student medycyny, szukający mądrości w ofiarach katowskiego topora. Rozdarty pomiędzy religijnością a wiedzą chłopiec marzy nie tylko o wdziękach kąpiącej się nago Bogny, córki młynarza, o tym, o czym śni prawie każdy nastolatek. Chce być kimś wielkim i wspaniałym, chce zdobywać, wyzwalać, pławić się w świetle chwały. I, jak to zwykle bywa, marzenia Jutrowoja, poczętego i urodzonego w stodole ze słomą pomiędzy palcami, zaczynają się spełniać, choć zupełnie nie tak, jak by tego początkowo chciał. Upomina się o niego świat Turków osmańskich, który oferuje mu znacznie więcej niż feudalna Europa kawalerów mieczowych.
Napisana z humorem, barwnym językiem, nie chroniącym od dosadnych zwrotów, powieść Sławomira Łuczaka jest jak próba połączenia powieści łotrzykowskiej i romansu dworskiego. Przypomina galop przez Europę, gdy ludzi nie dzieliły granice, ale poglądy, za które oddawało się - czasami dobrowolnie, czasami nie - życie. Łuczak sięga nie tylko do powieści historycznej, ale wydaje się korzystać z konwencji z powodzeniem zastosowanej przez Andrzeja Sapkowskiego. Inna sceneria - ktoś powie. Owszem, ale świat tak samo barwny, język pełen równie błyskotliwych ripost, a przygody tak niewiarygodne, że nie sposób się od nich oderwać. Łuczak w uroczy sposób łamie zasady leksis, pisząc o rzeczach wzniosłych w sposób - rubaszny i odwrotnie.
Nie sposób pominąć tu także walorów edukacyjnych powieści. Poza informacjami o sytuacji politycznej Europy dostajemy setki szczegółów z życia pogranicza, z kultury będącej wynikiem starcia chrześcijańskiego świata z magią Orientu, obejmujących sprawy wojskowości, alkowy i handlu, podanych lekko i bez belferskiego zadęcia, choć chwilami brakuje wyjaśnienia szczegółów szerzej nieznanych, dla których powinno się zarezerwować miejsce w słowniczku na końcu książki.
Nieco wątpliwości budzi także szata graficzna powieści. Mała czcionka, gęsty druk i dodatkowe ozdobniki mogą męczyć, a dosyć monotonnie ułożony tekst zyskałby znacznie, gdyby dorzucono nieco grafiki. Podobnie rzecz się ma ze stylizowaną na zapis arabski czcionką obejmującą tytuły.
Ferit to jednak udana opowieść o minionym czasie, gdy świat kontaktów Korony i Imperium Osmańskiego pobudzał do gorączki niejeden młody umysł. O świecie, który nie był aż tak wyrafinowany, jak pokazują współczesne seriale, ani aż tak ubogi, jak przekazywali polscy powieściopisarze. Sławomir Łuczak wypełnia swoistą lukę w naszej literaturze, a na pewno zapewnia solidny wkład w jej zniwelowanie. To specyficzna powieść na miarę literatury przygodowej, ubrana w dopracowany kostium historii.
Jak w starym, dobrym dowcipie - jest Polak, Niemiec, Żyd oraz budzący wątpliwości Rosjanin. Pojawia się też zapowiedziany przez amerykańskich naukowców...
Tragedia i szczęście, namiętność i szaleństwo. Poruszająca powieść o tragicznej miłości trzydziestolatka do wchodzącej w dorosłość dwudziestolatki, która...