W Oksfordzie ktoś bestialsko morduje studentki, usuwa im organy, a na ich miejsce wkłada monety. Pisarka Laura Niven, odwiedzająca właśnie córkę i jej ojca, Philipa Bainbridge’a, uważa, że to mordy rytualne i że wiążą się one z doświadczeniami alchemików. Prowadząc prywatne śledztwo, Niven i Bainbridge odkrywają, że w mieście znajduje się tajemnicza rubinowa kula, pozwalająca uzyskać kamień filozoficzny. Zakon Czarnego Sfinksa, któremu przewodniczył ongiś sam Isaac Newton, zamierza wykorzystać ją do odprawienia mrocznego rytuału, ale potrzebne są jeszcze organy pięciu dziewcząt. Wiosenne ekwinokcjum, kiedy dochodzi do koniunkcji kilku planet, to czas żniw dla Akolity – mordercy zakonu. Książkę dostałam w prezencie gwiazdkowym, a że dużo o niej słyszałam, bardzo się z tego powodu ucieszyłam i bezzwłocznie wzięłam się do czytania. Dobrze skonstruowana fabuła, język prosty, łatwy, jednym słowem: książka lekka łatwa i przyjemna. Bardzo szybko się ją czyta. Niestety, na tym kończą się jej zalety. O ile od pierwszej strony dzieje się wiele, akcja szybko się rozkręca, to po pewnym czasie nawet najbardziej nierozgarnięty czytelnik stwierdzi, że książka jest przewidywalna i to psuje cały urok. Do tego wszystkiego trzeba dołączyć obecny od kilku lat w literaturze syndrom "Kodu Da Vinci". Kolejna książka, która odkrywa wielką tajemnicę, z wielkim nazwiskiem w tle, tym razem jest to Isaac Newton. Uwieńczeniem tego wszystkiego jest zakończenie, albo raczej jego brak, tak jakby autorowi nagle zabrakło pomysłu. Ale to jest wyłącznie moja opinia. Książkę polecam ale bez większego entuzjazmu.