Recenzja książki: Dziennik z zaginięcia

Recenzuje: LUCEK

„Ten komiks przedstawia pozytywne nastawienie do życia przy jednoczesnym maksymalnym braku graficznego realizmu – realistyczne rysunki byłyby takie mroczne i dołujące”. Tak Hideo Azuma rozpoczyna swoją ostatnio wydaną w Polsce przez wydawnictwo Hanami mangę „Dziennik z zaginięcia”. I faktycznie rysunki wyglądają jak z typowej japońskiej kreskówki z lat 90., a cały komiks przesiąknięty jest pozytywnym podejściem do życia, czasem wbrew wszelkim przeciwnościom.

 

Czy nie zdarzało się wam czasem, w chwili dużego obciążenia i zniechęcenia, że pragnęliście po prostu wyjść z domu, czy pracy i pójść przed siebie zaczynając całkiem nowe życie? Bez jakichkolwiek obciążeń? Tak właśnie zaczyna się dziennik Azumy. Zmęczony i zniechęcony, obładowany pracą ponad wszelką miarę autor postanawia wyjść i po prostu uwolnić się od wszystkiego. Zaczyna całkowicie od zera toczyć żywot bezdomnego. Rozpoczyna się jego wędrówka, w której oczyszcza się fizycznie i psychicznie.

 

Pierwsza część dziennika opowiada o trudach życia osoby bezdomnej, o byciu poza mainstreamem codzienności. Te proste i krótkie historyjki, przedstawione dodatkowo w komiczny i zabawny sposób niosą ze sobą niezwykle dużo mądrości. W tej niepozornej, obrazkowej formie, przykrytej humorem i ogromnym dystansem oglądamy człowieka, który zostaje sam ze sobą na marginesie wielkiego życia, więcej! Na samym jego dnie! W prostym życiu, jakie w świecie bezdomności wiedzie bohater, możemy dostrzec krytykę rzeczywistości wielkiego konsumpcjonizmu. Na śmietniskach naszych wielkich miast znajduje się wystarczająco dużo przedmiotów, by zorganizować sobie wcale znośne życie. Co więcej, na wysypiskach metropolii codziennie ląduje taki ogrom jedzenia, że nasz bezdomny z niemałym zdziwieniem odkrywa pyszne dania, nietknięte i nienaruszone! A jest ich tak dużo, że jest zmuszony do wyrzucania nadmiaru jedzenia!!! W nowym życiu bohaterowi udało się wyzbyć niezdrowych namiętności gromadzenia dóbr, podążania za najnowszą modą i pod dyktando najnowszych gadżetów, udaje mu się wrócić do prawidłowej hierarchii, w której to przedmiot służy człowiekowi, a nie odwrotnie. Przedmioty są na tyle cenne na ile potrafią ułatwić życie i wprowadzić w nie odpowiedni komfort. I nie ma kompletnie znaczenia, jakiej są firmy, koloru czy kształtu (chyba, że to kształt decyduje o ich użyteczności), czy też odpowiadają najnowszym trendom mody. Bajeranckość i szpan nie poprawia użyteczności przedmiotu, jego trwałości a tak naprawdę tylko to okazuje się w rezultacie ważne.

 

Zdecydowanie najsłabszym momentem dziennika wydawała mi się część, w której Azuma zaczyna opowiadać o przebiegu swojej kariery twórcy komiksowego. Powtarzające się tytuły, w których tworzył, kolejne zamówienia z wydawnictw, bieganina, i znowu tytuły i spotkania z redaktorami… Można odnieść wrażenie, że ten zaplątany krąg pracy nie ma końca, aż pewnym momencie nasuwa się myśl – przecież tak nie można żyć! Przecież tego się nie da nawet czytać… Wtedy właśnie przyszło na mnie olśnienie! Autor pokazuje, w jakie życie się zaplątał i co spowodowało, że na pierwszych stronach dziennika po prostu wyszedł z redakcji i już nie wrócił! I wtedy zaczynam go rozumieć i doceniać ten nieznośny wyciąg z jego życia „przed ucieczką”. Cała historia układa się w jedną całość, gdy w trzeciej części Azuma rysuje swoje życie na alkoholowym tripie. Jak wspaniale można prześlizgnąć się przez dni, tygodnie i miesiące nie wiedząc nawet jaka jest pora roku i co aktualnie dzieje się na świecie. Alkoholik żyje jakby w świecie równoległym, gdzie najważniejsze priorytety ulegają zamazaniu, schodzą z pola widzenia, a na ich miejsce wstępuje myśl o tym, jak zapewnić sobie alko w odpowiedniej ilości, żeby starczyło do następnej wyprawy do sklepu. Jak go dawkować, żeby rzeczywistość pozostawała w cudownej mgławej otulinie, a jednocześnie, żeby osoby z najbliższego otoczenia nie zorientowały się, w jakim jest się stanie. W przypadku uzależnienia naszego bohatera nie mamy do czynienia z przypadkiem kogoś, kto miał po prostu skłonność do alkoholu, czy z kimś, kto uciekł do picia przed problemami, czy w końcu z kimś, kto wychował się w społecznej patologii i przejął jej nawyki. Jego nałóg wziął się z przyzwyczajenia, z pewnego rytuału, z niewinnego umilania sobie czasu drinkiem, z pewnej kultury picia, która bardzo często cechuje klasę średnią. I pewnie długo jeszcze byłby niezauważony, ale ujawnił się z całą mocą w chwili, gdy Azuma chciał zmienić swoje nawyki i porzucić codzienne zwyczaje. Stąd smutna konstatacja bohatera: „Jeśli dobrze pamiętam, od 15 lat codziennie, 5 razy piłem whiskey albo shochu. Dlaczego zostałem alkoholikiem? Kiedy? To nie stało się nagle, tylko nie wiadomo kiedy. To jest właśnie najstraszniejsze w uzależnieniach”. Hideo Azuma stworzył niesamowitą perełkę.

 

„Dziennik z zaginięcia” potrafi w sposób lekki opowiadać o sprawach poważnych, nie tracąc nic na sile swojego przekazu. Jednocześnie bawi i śmieszy, ale też zmusza do refleksji i zastanowienia. Można całość przeczytać jako całkiem zabawną historyjkę o przygodach japońskiego rysownika, do tego wesoło narysowaną i dość pomysłowo złożoną w całość. Z drugiej strony pod przykrywką żartów i komicznie wykrzywionych min bohaterów tkwi krytyka naszego zachodniego stylu życia oraz głębszy namysł nad tym, co jest w nim najważniejsze. Mocy całemu dziennikowi dodaje świadomość, że to faktycznie jest dziennik i Azuma opisuje w nim swoje własne przeżycia - porażki i zwycięstwa.

 

Na końcu mangi możemy przeczytać dwa obszerne wywiady, w których autor opowiada o kulisach powstania dziennika i o swoich przeżyciach, które doprowadziły do jego stworzenia. Jeszcze jedna sprawa. Ze swojej strony chciałbym autorowi bardzo podziękować… Cały komiks rysowany jest, jak sam autor zaznacza na początku, bez jakiegokolwiek graficznego realizmu. Postacie są śmiesznawe i dziwne. Jednak Azuma przemyca na jego kartki, drobne, głównie drugoplanowe postacie pięknych lolitek. Czasem pojawiają się dosłownie w jednym kadrze, ale rozświetlają komiks od środka i przede wszystkim niesamowicie cieszą oko. I za to właśnie wielkie ukłony z mojej strony!

 

LUCEK

Kup książkę Dziennik z zaginięcia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Dziennik z zaginięcia
Autor
Książka
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy