„Dziennik Mary z Reguł”, przypomniany przez PIW, to lektura niezwyczajna. Przez Piotra Skrzyneckiego potraktowany jako źródło mimowolnego dowcipu, pokazujący kontrast między beztroskim życiem panienki z początków XX wieku, a codziennością PRL-u. I dziś „Dziennik Mary z Reguł” rozbawi – nie tylko dorosłych odbiorców, nawet rówieśniczki piszącej.
Zwykle publikuje się zapiski sławnych ludzi. Mary to zwyczajna nastolatka, mieszkająca w podwarszawskim dworku. Prowadziła dziennik dla siebie samej, powierzając mu swe najskrytsze marzenia. Dziś jej rozterki wydają się komiczne – widać, jak zmieniły się obyczaje i mentalność ludzi. Lektura dziennika przynosi całkiem sporo informacji, które samej autorce wydawały się dalszoplanowe. To dziennik egzaltowanej panienki: z takich notatek śmiał się zapewne w swoich powieściach Kornel Makuszyński. Ale w pewnym momencie dokument zaczyna intrygować.
Mary jest do szaleństwa zakochana. Wito, mężczyzna, który jej się podoba, także nie pozostaje obojętny. Konwenanse jednak nie pozwalają im otwarcie wyznawać sobie uczucie. Mary w dowód sympatii wręcza ukochanemu niezapominajkę czy chusteczkę (i ze wzruszeniem stwierdza, że Wito nosi te przedmioty przy sobie). Wito emocje wyraża rzadkimi uściskami dłoni, spojrzeniem czy… doprowadzaniem Mary na lekcje śpiewu (żeby nie narażać dziewczyny na plotki, część drogi przebywa po drugiej stronie ulicy). Mary w swoim dzienniku drobiazgowo analizuje każde słowo mężczyzny, cytuje co bardziej „wzruszające” fragmenty wierszy i przeżywa spotkania. Przez cały tekst nie wydarza się właściwie nic – zakochani mówią do siebie pan / pani, chociaż znajomi Mary sączą jej do ucha złośliwe plotki o rzekomej niewierności wybranka. Mary zarzeka się, że chce tylko miłości pięknej, czystej, wzniosłej i jedynej – ale nie może porozumieć się z Witoldem, skoro ten się jeszcze nie zadeklarował. Dziennik urywa się (bo skończył się tom, w którym Mary pisała), ale czytelnicy otrzymują w posłowiu Ireny Szypowskiej dopowiedzenie losów Mary i Witolda – na szczęście, bo choć naiwna, spisana egzaltowanym tonem i prosta – historia w pewnym momencie niepostrzeżenie zaczyna wciągać.
Śmieszą natomiast niezmiennie porywy duszy Mary i wyznania „Mnie potrzeba takich słodkich upojeń, takich zachwytów duszy, które ją porywają, a ślą zarazem jakąś cichość miłą i spokój, i ciepło”. Mary karmi się okruchami spojrzeń, miłość idealizuje i traktuje wyłącznie jako przeżycie duchowe. Choć z ukochanym, nawet w sytuacji sam na sam, nie może szczerze porozmawiać, wie doskonale, czego pragnie – i co zapewni jej szczęście. Dziennikowi powierza nadzieje: w wyobraźni mówi do swojego Wita po imieniu i żarliwie wyznaje mu swoje uczucia. Tylko w dzienniku pozwala sobie na kaprysy i grymasy (w rzeczywistości raczej podejmuje z Witoldem grę, a i on nie pozostaje Mary dłużny).
„Dziennik Mary z Reguł” na początku drażni, potem bawi, a wreszcie intryguje. Gdyby został wydany zaraz po napisaniu, nie przynosiłby nic ciekawego. Dla współczesnego czytelnika magnesem może się okazać treść (obyczaje i reguły rządzące życiem młodych ludzi na początku XX wieku) i forma (język nastoletniej dziewczyny). Autentyzm tych zapisków, ich szczerość i „inność” to największe zalety publikacji. Mary dzięki prowadzonym regularnie notatkom zyskała nieśmiertelność. W tomie znajdują się też fotokopie kartek, zapisanych starannym, równym pismem. Dowód, że nawet jednostkowe i – wydawałoby się – nieatrakcyjne historie zasługują na uwagę i warto je upamiętniać.
Izabela Mikrut
Fira, tak jak inne świetlisko utalentowane elfy, uwielbia wszystko, co iskrzy się i błyszczy. Ale srebrne słońce, które wisi nad jej łóżkiem, jest nie...
Chytry Gargamel obiecuje Pasibrzuchowi pyszne danie - zupę ze smerfów! Nienasycony olbrzym wkracza do wioski i domaga się smerfowej zupy. Czy Papa...